Translate

sobota, 30 stycznia 2021

Malinowa chmurka 2

 Robiłam już malinową chmurkę, i podobne do niej ciasta. I znów mi się zachciało trochę lata w środku zimy. Tym samym, ciasto wychodzi dość drogo, bo same maliny kosztowały 25zł. Ale pozostałe składniki były już wcześniej zakupione i czekały na zużytkowanie. Właściwie to te maliny dopasowałam do tego co było akurat w domu.





Składniki:

Ciasto kruche:

* 300 g mąki - tortowa

* 150 g masła - schłodzone

* 30 g smalcu - schłodzony

* 4 żółtka (białka należy zostawić na bezę, która będzie ułożona na samym wierzchu ciasta)

* 4 łyżki cukru pudru - odmierzone z malutką górką

Przygotować typowe kruche ciasto. mąkę i puder wymieszać , wkroić zimne mało i smalec. Posiekać na kaszkę i następnie dodać żółtka. Szybko zagnieść. Ja robię to w malakserze. 

Formę o wymiarach 24 x 36 cm wyłożyć papierem (samo dno) i rozwałkować równą warstwą ciasto na dnie. Formę owinąć (żeby nie wyschło nam ciasto) i wstawić do lodówki na 1 godzinę. Po tym czasie rozgrzać piekarnik do 200 stopni. Ciasto w formie ponakłuwac widelcem i wstawić do nagrzanego piekarnika. Zapiekać ok. 15 minut. Wyjąć, odstawić na kratkę i dokładnie wystudzić.  

Upieczone ciasto należy trzymać w formie.

Warstwa malinowa:

* 3 opakowania galaretki malinowej

* 1 litr gorącej wody

* 1 kg malin (zawsze używam mrożone maliny)

Do dużej miski wlać wrzącą wodę, dodać galaretki i bardzo dokładnie wymieszać, aż całość się rozpuści. Teraz dodajemy zamrożone maliny i mieszamy z galaretką. Należy to robić bardzo delikatnie, żeby owoce nie rozleciały się. W momencie, kiedy galaretka z malinami stężeje ale nie jest całkiem sztywna, należy wylać ją na upieczony spód. Wyrównać i wstawić do lodówki. 

Kiedy ciasto z malinami jest w lodówce, należy się wziąć za bezę.

Beza:

* 4 białka (te pozostałe od kruchego ciasta)

* szczypta soli

* 1 szklanka cukru drobnego do wypieków

* 2 łyżeczki maizeny (skrobia kukurydziana)

* płatki migdałowe - ile komu pasuje

Białka (temperatura pokojowa) ubić na sztywno ze szczyptą soli. Nie przerywając ubijania dodawać po łyżce cukru. Kolejną łyżkę cukru dodawać w momencie, kiedy poprzedni cukier się rozpuści. Ubijanie trwa dość długo. Beza wtedy będzie dobra, kiedy cały cukier rozpuści sie w pianie. Należy palcami sprawdzić, czy piana jest całkiem gładka. Bierzemy odrobine piany pomiędzy opuszki palców i pocieramy. Jeżeli jeszcze wyczuwamy drobiny cukru, to dalej ubijamy. Do doskonale ubitej piany, dodajemy na koniec 2 płaskie łyżeczki maizeny i rozprowadzamy w pianie. 

Na papierze do pieczenia rozłożyć pianę na wymiar naszej formy. Ja zrobiłam ciut mniejsze rozłożenie, bo piana najczęściej odrobinę się rozlewała w pieczeniu. Tym razem zonk, bo ułożona piana ani drgnęła. Jak ułożyłam tak się upiekła. 

Na pianę posypać płatki migdałowe. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 130 stopni i piec 1 godzinę. Po tym czasie należy zmniejszyć temperaturę do 120 stopni i piec jeszcze pół godziny. Wyłączyć piekarnik i minimalnie uchylić. I tak beza  ma wystygnąć. Ja piekłam wieczorem i została w tym uchylonym piekarniku na noc. 

Rano, następnego dnia przygotowałam krem

Krem :

* 500 mascarpone - mocno schłodzone

* 500 ml śmietanki kremówki - mocno schłodzona - miałam 36%

* 2 łyżki cukru pudru

Włożyć mascarpone do miski i lekko wymieszać mikserem. Następnie wlać kremówkę i rozpocząć ubijanie. Kiedy krem już jest gęsty, dodać puder i krótko zmiksować. 

Cały krem wyłożyć na dobrze stężałą galaretkę z malinami. Wyrównać. Na krem ułożyć upieczoną bezę. 






sobota, 23 stycznia 2021

Miodowe ciasto

 Bardzo trudno myślało mi się dzisiaj. Za dużo na raz w głowie. Jechałam pociągiem i dumałam co mam w szafkach i w lodówce. po wejściu do domu i przejrzeniu zasobów, stwierdziłam że musze wykorzystać mascarpone któremu właśnie kończy się termin. Jakoś nie bardzo miałam ochotę na jakieś bardziej skomplikowane wypieki, więc postawiłam na prostotę i miód. Tylko nie typowy miodownik. No i jest biszkopt miodowy, z marlenkowym zapachem. 





Składniki:

Biszkopt miodowy:

* 6 jajek

* 200 g cukru

* 300 g mąki tortowej

* 200 g miodu  - dałam gryczany

* 1 łyżeczka sody (odmierzyłam z małą górką)

Nie wiedziałam jak będzie zachowywać się ciasto w pieczeniu, więc postawiłam na cienkie blaty, pieczone w dwóch jednakowych foremkach 24 x 36 cm , z wyłożonym na dnie papierem. 

Jaja i cukier dałam do misy robota i zaczęłam ubijać od razu na dużych obrotach. Po ok. 5 minutach od momentu rozpoczęcia ubijania, wlałam do rondelka miód i postawiłam rondelek na niedużym ogniu. Kiedy zrobił się płynny, dodałam do niego sodę. Miód należy cały czas mieszać. Po chwili zacznie się mocno pienić. Cały czas podgrzewać należy i mieszać aż masa miodowa zrobi się bursztynowa i zacznie pachnieć marlenką. Zdjąć z ognia. Do tego momentu, jaja z cukrem powinny być już ubite na gęstą bardzo masę (ubijanie jaj trwało w sumie ok. 15 minut). Teraz zmniejszyłam obroty robota i do masy jajecznej dodawałam po łyżce miodowej, bursztynowej piany. Jak wszystko się połączyło, wyłączyłam robot i zdjęłam misę. Do jajek przesiałam część mąki i już teraz szpatułką wymieszałam dokładnie. Ponownie przesiałam mąkę i wymieszałam. Aż do wyczerpania maki . Połowę ciasta wlać do jednej z form a drugą połowę do drugiej. Wyrównać. Wstawić formy do piekarnika nagrzanego do 150 stopni (termoobieg) i piec ok. 20-25 minut. Kontrolować czy aby za bardzo się nie spiekł biszkopt.

Po upieczeniu wyjąć formy i odstawić na kratki do wystudzenia, ale odwracając formy do góry nogami. Po wystudzeniu wyjąć biszkopty z form i zdjąć z nich papier (delikatnie należy to robić, bo ciasto jednak deko będzie przyklejone do papieru).

Jeden blat włożyć ponownie do formy. Ja trochę nasączyłam wodą z rumem. Na blat wyłożyć krem (ok. 3/4 jego ilości)

Krem:

* 500 ml śmietanki kremówki 36% - bardzo mocno schłodzonej

* 500 g mascarpone - mocno schłodzone

* masa kajmakowa ok. 1/2 puszki

Mascarpone włożyłam do miski i lekko zmiksowałam. Następnie wlałam kremówkę i ubijałam, aż uzyskałam piękny i gęsty krem. Dodałam masę kajmakową i krótko zmiksowałam razem. 

Wyłożyłam na blat w formie ok. 3/4 ilości uzyskanego kremu. Na krem położyłam drugi blat biszkopty i lekko nasączyłam go. Do pozostałego kremu dodałam jeszcze trochę masy kajmakowej i wyłożyłam na wierzch ciasta. Rozsmarowałam. Na wierzch posypałam okruszki ciasta po wyrównaniu brzegów i dodatkowo dałam krokant orzechowy. 

Ciasto włożyłam do lodówki









poniedziałek, 18 stycznia 2021

Bułki rustykalne - styczniowa piekarnia

 Postanowiłam zmierzyć się z wyzwaniem Amber i przygotować bułki rustykalne. Przepis z bloga Oli , która podgladam od dłuższego już czasu i zachwycam się każdym z Jej wypieków. 

Ja zrobiłam bułki z połowy porcji, no bo sama dla siebie tylko piekę. Przygotowanie fajnie rozłożone jest w czasie. Przepis pozwolę sobie zacytować za Amber, bo właściwie nic nie zmieniałam, poza podzieleniem wszystkich składników na pół. 





Bułki rustykalne

przepis podaję za blogiem – Cake & Bread


Bułki rustykalne według przepisu J. Hamelmana. Ciasto po wstępnej fermentacji nie jest formowane, dlatego przypomina ciasto na ciabatę. Urok tych bułeczek jest w tym, że każda z nich ma inny kształt. Podobno recepturę opracował profesor Raymond Calvel, światowej sławy ekspert w dziedzinie francuskiego pieczywa.

Składniki na zaczyn poolish:

* 345 g mąki chlebowej typ 750

* 345 g wody

* 1/8 łyżeczki drożdży instant

Drożdże łączymy z wodą, dodajemy mąkę i mieszamy do osiągnięcia gładkiego ciasta. Miskę przykrywamy folią i odstawiamy w temp. pokojowej na 10-12 godz.

Składniki na ciasto właściwe:

* 355 g mąki chlebowej typ 750 lub innej jasnej (chlebowa się skończyła więc dałam T650)

* zaczyn poolish – całość

* 135 g wody (tu dodałam 1,5 łyżki dodatkowo)

* 15 g soli

* 4 g drożdży instant


Podczas wyrabiania stosujemy technikę autolizy. Do misy miksera wkładamy wszystkie składniki na ciasto właściwe oprócz soli i drożdży. Mieszamy na pierwszej prędkości miksera tylko do połączenia się składników. Przykrywamy miskę folią i odstawiamy na 20-30 minut. Po tym czasie dodajemy drożdże i sól i powtórnie mieszamy na drugiej prędkości około 6-8 minut. Ciasto powinno być elastyczne i niezbyt luźne.

Podczas wstępnej fermentacji, składamy* ciasto dwukrotnie. Pierwszy raz po 25 minutach od rozpoczęcia fermentacji i ponownie po 50 minutach.

* Ciasto składamy nie wyjmując go z miski. Zwilżonymi dłońmi naciągamy każdy bok ciasta do góry i nakładamy na środek jak kopertę, przykrywamy folią.

Wyrośnięte ciasto delikatnie przekładamy na blat obficie posypany mąką. Formujemy prostokąt, który dzielimy na mniejsze prostokąty, kwadraty lub trójkąty. Przykrywamy ściereczką i zostawiamy jeszcze na 20-25 minut. Z ciastem obchodzimy się ostrożnie aby nie zniszczyć pęcherzyków powietrza znajdujących się w środku.

W tym czasie nagrzewamy piekarnik do 220ºC (z blaszką w środku) i zaparowujemy go. Wyrośnięte bułeczki ostrożnie przenosimy na blaszkę znajdującą się w piekarniku i pieczemy około 15 min. Po upieczeniu studzimy na kratce.

Ja od razu po podzieleniu ciasta na kawałki, każdy z nich układałam na małym kawałku papieru do pieczenia. Potem już bardzo łatwo przenosiło mi się na gorącą blachę. 

W mieszkaniu miałam dosyć chłodno, więc ciasto chyba mogło jeszcze ciut dłużej rosnąć. Ale czasu już nie miałam na tyle. 



Pochamrałam bo ciepłą kroiłam . I powiem krótko, są przepyszne. Dziękuję Olu za przepis, dziękuję Amber za zaproszenie

sobota, 16 stycznia 2021

Rurki z kremem

 Przepis w zeszycie jest od czasów kiedy byłam młoda i piękna. Spisałam go sobie od kobiety, która wtedy mnie poczęstowała takimi właśnie rurkami. Przepis baaaaardzo stary i bardzo dużo takich samych lub bardzo podobnych w necie. 





Składniki:

Ciasto:

* 400 g mąki - użyłam mąkę tortową typ 450

* 200 g masła - mocno schłodzone

* 200 g śmietany kwaśnej 18%

* 1 żółtko

* szczypta soli

* cukier waniliowy - ja miałam cukier z dodatkiem wanilii i kropeczki wanilii widać w cieście

Najszybciej i najprościej jest przygotować to ciasto w malakserze. Wsypać do misy malaksera mąkę i wymieszać z solą . Wkroić zimne masło i krótko wszystko posiekać. Masło powinno być w drobniutkich kawałeczkach. Żółtko dobrze wymieszać ze śmietana i wlać do maki. Połączyć razem szybko. Uformować w kulę, zawinąć w folię spożywczą i wstawić do lodówki na ok. 2-3 godziny.

Dla tych co nie mają malaksera - mąkę z solą wsypać do miski i zetrzeć do niej na tarce tzw. jarzynowej bardzo zimne masło. Posiekać siekaczem lub nożem. Dodać śmietanę wymieszaną z żółtkiem i szybko zagnieść ciasto. 

Po schłodzeniu ciasta, odcinać nieduże kawałki i je rozwałkować cieniutko na prostokąt. Prostokąt tniemy na paski szerokości ok. 2-3 cm, które nawijamy na foremki-rurki. Ja foremek niczym nie smaruję bo wg. mnie mija się to z celem. Ciasto jest na tyle tłuste, że nie powinno nic przywierać. Moje nigdy nie przywiera bez smarowania. Układać na blasze do pieczenia w niedużych odstępach. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 190-200 stopni (zależy jak piekarnik grzeje) i piec ok. 15 minut. Po upieczeniu odczekać ok. 3 minut i zdejmować rurki z foremek. Wystudzić. 

Krem budyniowy:

* 500 ml mleka

* 3 żółtka

* 3 łyżki cukru

* 2 łyżki maki pszennej

* 1 łyżka mąki ziemniaczanej

* 250 - 300 g masła - temperatura pokojowa

* cukier puder - ok. 3 łyżek - do ucierania masła

* cukier puder po posypania rurek

* sok z cytryny - do kremu budyniowego

Mąki, cukier, żółtka i 3/4 szklanki mleka, bardzo dokładnie rozmieszać. Tak, żeby nie było żadnych grudek. Pozostałe mleko zagotować. Na gotujące się mleko wlewać bardzo powoli mieszaninę budyniową. Cały czas mieszać mleko w rondlu. Nie przerywając mieszania, doprowadzić do zagotowania budyniu. Zdjąć z ognia i wierzch budyniu nakryć folią spożywczą (budyniu a nie rondla. Folie należy położyć po powierzchni budyniu). Odstawić do zupełnego wystudzenia. Masło utrzeć na puch z cukrem pudrem. Wciąć ucierać i dodawać po łyżce budyniu. Na koniec dodać trochę soku z cytryny. 

Rurki nadziewać kremem. Najlepsze są świeżo nadziane, kiedy ciasto na rurkach pozostaje chrupiące




sobota, 9 stycznia 2021

Pączki

 Po ostatniej wpadce z pączkami, a właściwie z drożdżami, jakoś nie miałam serca aby kolejne robić. Ale przemogłam się i oto są. Niezwykle delikatne, wyrosły przeogromne i puchate


Na razie wstawię fotkę a przepis napiszę wieczorem. Nie mam siły na nic więcej bo dzisiaj praktycznie nie wychodziłam z kuchni.

Tu pierwsza partia usmażona a kolejna w rondlu


I pierwsze gorące utaplane w lukrze. Żałuje, że nie ma skórki pomarańczowej 
W rogu widać stolnicę, na której reszta czeka na smażenie


Jeden w pudrze, drugi w lukrze, reszta golasy 



Składniki:

* 700 g mąki ( w tym dałam 100 g mąki krupczatki)
* 50 g drożdży
* 8 żółtek (z dużych jaj)
* kilka łyżek cukru (daję mało, bo w środku jest słodka marmolada a na wierzchu lukier lub puder)
* 250 ml mleka ciepłego
* 4 łyżki, takie odmierzone z górką, jogurtu naturalnego
* 100 g roztopionego masła
* tłuszcz do smażenia (smażę głównie na smalcu ale dzisiaj dodałam trochę oleju do niego)

Sposób przygotowania:

Z drożdży, kilku łyżek ciepłego mleka, szczypty cukru i 1 łyżki mąki zrobić rozczyn. Wymieszać i odstawić do wyrastania. Mąkę przesiać do miski, dodać ciepłe mleko, jogurt, żółtka ubite z cukrem  i wyrośniety zaczyn. Wyrobić aż ciasto będzie gładkie. Wciąż wyrabiać i partiami dodawać roztopione masło. Wyrabiać tak długo aż całe masło będzie wchłonięte przez ciasto. Nakryć miskę filią lub ściereczką i odstawić do wyrastania. Powinno podwoić swoją objętość. 
Wyrośnięte ciasto wyjąć na blat lekko oprószony mąką i podzielić na równej wielkości kawałki. Ja już nic a nic nie podsypywałam mąką, bo ciasto idealnie się formuje i do niczego nie klei. Moje miały po ok. 70 g każdy. Można zrobić trochę mniejsze, bo te wychodzą naprawdę spore. 
Każdy kawałek ciasta uformować w placuszek, na środku ułożyć marmoladę i zawijając , uformować pączka. Układać pączki na oprószonym blacie, lekko spłaszczyć dłonią każdy i nakryć od razu ściereczką. Pączki powinny wyraźnie podrosnąć. 
Kiedy pączki rosną, należy rozgrzać tłuszcz do ok. 170 - 175 stopni. Ja tłuszcz rozgrzewam na takim mniejszym ogniu aby nagrzewał sie dość długo. Tłuszczu ma być na tyle dużo aby pączki swobodnie w nim pływały, nie dotykając dna rondla. Wkładać po 3-4 pączki na raz, tak aby bardzo swobodnie pływały. Pączki w tłuszczu bardzo rosną i muszą mieć miejsce. Rondel nakrywamy pokrywką. Po ok. 3 minutach, odkrywamy pokrywkę i przewracamy pączki na drugą stronę, do dosmażenia. Przed wyjęciem, należy każdego sprawdzić patyczkiem czy na pewno jest dobrze wysmażony. Jeżeli na patyku widać ślad ciasta, to smażymy dalej aż patyczek będzie zupełnie suchy.
Usmażone pączki wyjmować na paterę wyłożoną ręcznikiem kuchennym.
Jeżeli chcemy pączki polukrować to robimy to wtedy, gdy pączki są jeszcze gorące. Kiedy mamy oprószyć pudrem, czynimy to z zimnymi pączkami 

A ten jeden, jedyny, którego za słabo skleiłam i wyciekło mi trochę marmolady w smażeniu



I już nie pączkowo, ale kulinarnie. Pasztet jeszcze piekłam. Wieprzowo-drobiowy. Jeszcze nie był w lodówce, więc ciut się mazał po nożu





sobota, 2 stycznia 2021

Ajerkoniak domowy

 Robię go od lat i nie mam pojęcia czemu go tu nie wstawiłam. Wychodzi bardzo gęsty, tak że kolejnego dnia muszę go dodatkowo wymieszać z jakimś alkoholem: rumem, wódką, koniakiem.

Od lat korzystam z przepisu Tarzynki bo jest wspaniały i nie potrzebuję sprawdzać żadnego innego 

Zdjęcie stare, sprzed kilku lat. Kolejnym razem jak będe robić ajerkoniak, to zaktualizuję fotkę 







Składniki:

* 8 dużych żółtek
* 8 łyżek cukru pudru
* 200 ml spirytusu 96%
* puszka/karton skondensowanego mleka niesłodzonego
* opcjonalnie trochę wanilii czy cukru waniliowego (nie wanilinowego)

Sposób przygotowania:

Żółtka i cukier ubić do białości mikserem. Na tym etapie dodać ziarna wanilii lub cukier waniliowy. Nie przerywając ubijania dolewać stopniowo mleko. W drugiej kolejności wlewać bardzo powoli spirytus i cały czas ubijać aż do wyczerpania składników. I już. Gotowe. Przelać do butelek. 
Nie wlewam po pełnej butelce, bo ajerkoniak mocno gęstniej e i najczęściej, kolejnego dnia dolewam jakiś alkohol. 

Przypomniałam sobie, że mam jeszcze trochę ajerkoniaku i cyknęłam fotkę. Jest tak gęsty, że tylko łyżeczką można go jeść . Intensywność koloru zależy od użytych jajek. Ten w kieliszku ma spory dodatek ziarenek wanilii. 




Torcik orzechowy z kremem kawowym

 Chodził za mną już od dawna. Orzechy tarte czekały na odpowiedni moment. Miał być na sylwestra a w sumie to piekłam go w Nowy Rok. I to późnym popołudniem zamiast wziąć się rano za to . Najlepiej to upiec orzechowy biszkopt dzień wcześniej to o wiele lepiej kroić go na blaty przed przełożeniem. Ja swój, niestety kroiłam jeszcze lekko ciepły i środkowy blat wyszedł mi poszarpany i nierówny. 





Biszkopt orzechowy:

Składniki:

* 7 jajek (miałam takie spore jajka) - rozdzielić na białka i żółtka - temperatura pokojowa

* 1 szklanka cukru drobnego do wypieków

* 200 g tartych orzechów włoskich

* 1/2 szklanki mąki (szklanka o pojemności 250 ml)

* 1/2 - łyżeczki proszku do wypieków

* szczypta soli

Białka ubić na sztywno ze szczyptą soli. Nie przerywając ubijania, dodawać po 1 łyżce cukru. Ubijać dotąd, dopóki cały cukier się nie rozpuści w pianie. Zmniejszyć obroty miksera i dodawać po jednym żółtku. Kolejne żółtko dodać, kiedy poprzednie dobrze rozmiesza się w pianie. Teraz mikser odstawić. Orzechy, mąkę i proszek wymieszać dokładnie razem. Dodawać po kilka łyżek orzechów do piany i mieszać szpatułką. Nie dodawać od razu wszystkich orzechów. Ja dodałam to na 5 porcji.

Ciasto wyłożyć do formy o średnicy 24 cm lub tak jak ja, piekłam w prostokątnej o rozmiarze: 28 x 18 cm. Ja form nie smaruję niczym a jedynie na samo dno wykładam papier do pieczenia. Wierzch ciasta wyrównać i formę wstawić do piekarnika nagrzanego do 170 stopni. Piec ok. 40 minut (sprawdzić patyczkiem już po 30 minutach, bo stopień wypieczenia zależy od piekarnika)

Upieczony biszkopt wyjąć z piekarnika i formę odstawić na kratkę do wystudzenia. Po kilku minutach obkroić nożem brzegi i wyjąć biszkopt na kratkę do całkowitego wystudzenia. 

Jak pisałam wyżej, najlepiej upiec go poprzedniego dnia bo ciepły jednak bardzo źle się kroi. 

Krem kawowy russel:

Składniki:

* 2 całe jajka

* 1/2 szklanki cukru

* 250 g masła - temperatura pokojowa

* 1 łyżka kawy rozpuszczalnej, zalana 1 łyżką gorącej wody

* kieliszek spirytusu

Do miski wbić jajka i dodać cukier. Miskę ustawić w kąpieli wodnej (na garnku z wrzącą wodę, ale woda nie może dotykać dna miski) i ubijać . Po kilku minutach dodać rozpuszczoną kawę i dalej ubijać. Masa jajeczna musi wyraźnie zwiększyć swoją objętość i zrobić się gęsta. Cukier musi się rozpuścić. Zmierzyłam temperaturę masy - było 70 stopni. Miskę zdjąć z garnka i przestawić do większego naczynia napełnionego zimną wodą. Ubijać aż masa osiągnie temperaturę pokojową. 

W drugiej misce ubić do białości masło . Zajęło to ok. 5-7 minut. Nie przerywając ubijania dodawać po łyżce chłodnej masy jajecznej. Na koniec wlewać spirytus, tak po kilka kropli dosłownie. Nie wolno wlewać całego kieliszka od razu, bo krem może się owarzyć. Po dodaniu spirytusu, już nie ubijamy długo, jedynie do połączenia się kremu ze spirytusem. 

Nasączenie:

Ja użyłam 1 szklanki przegotowanej wody wymieszanej z kieliszkiem rumu i kilkoma łyżkami soku z cytryny. 

Złożenie ciasta:

Biszkopt przekroić na trzy blaty. Pierwszy blat umieścić w formie, w której był pieczony biszkopt. Pędzelkiem nasączyć go. Wyłożyć 1/3 kremu i rozsmarować równą warstwą. Ułożyć drugi blat, nasączyć go i kolejne 1/3 kremu. Ostatni blat (u mnie ostatni blat był spodnim blatem biszkoptu) nasączyć (mało) i stroną nasączoną ułożyć na kremie. Wierzch blatu (u mnie wierzch to spód całego biszkoptu) również nasączyć i wyłożyć pozostały krem. 

Kremu nie jest dużo. Jeżeli ktoś lubi więcej i jeszcze chce kremem posmarować boki, to należy zrobić go odpowiednio więcej, zachowując proporcje. 

Wstawić do lodówki. Po schłodzeniu, dekorujemy jak komu pasuje. U mnie warstwa ulubionego ganache, który pasuje mi do wszystkiego.