Wokół co i rusz ktoś pokazuje, więc ja też. Przepisów już troche u mnie jest na pączki a ja i tak za każdym razem robię coś nowego. Dzisiaj największą nowością było nadziewanie pączków po usmażeniu. Stwierdziłam, że moje powidła inaczej się nie da .
Składniki:
* 750 g mąki pszennej (dałam mąkę tortową)
* 400 g ciepłego mleka
* 8-9 żółtek (jeżeli małe jajka to nawet i 10)
* 4-5 łyżek cukru
* 80 g bardzo miękkiego masła (nie roztapiamy, ma być bardzo miękkie)
* 2 łyżki oleju
* 40 g drożdży
* 2 łyżki spirytusu
Dodatkowo: powidła do nadziewania, smalec do smażenia ok. kilograma
Sposób przygotowania:
Mąkę przesiać do misy. Z połowy szklanki ciepłego mleka, drożdży, małej łyżeczki cukru i dwóch łyżek mąki zrobić zaczyn. Poczekać aż dobrze wyrośnie. Dodać do mąki. Żółtka ubić z cukrem do białości i dodać do mąki. Wlać ciepłe mleko, zostawiając ok. 50 ml (dolejemy je w razie potrzeby). Wyrabiać ciasto, aż będzie jednolite. Nie przerywając wyrabiania, dodać olej. Kiedy olej połączy się doskonale z ciastem, zaczynamy dodawać masło po maleńkim kawałku i wyrabiamy. W momencie jak całe masło połączy się z ciastem a ciasto będzie odchodziło od ścianek, dodać spirytus. Wyrobić. Wyrobione ciasto nie jest zbyt luźne, raczej lekko zwarte i mięciutkie. I nic ale to nic do niczego nie klei się. Miskę z ciastem okleić folią spożywczą i odstawić do wyrastania. Ciasto powinno co najmniej podwoić swoją objętość. Wyjąć ciasto na blat, lekko przerobić i podzielić na mniej więcej równe kawałki. Ja odważałam po 63-66 g każdy kawałek. Każdy kawałek ciasta ukształtować na mocno spłaszczoną kulkę, łączeniem ciasta do dołu . Odstawić każdy na blat pokryty ściereczką lnianą (nie używałam ani grama mąki do podsypywania) i nakryć drugą ściereczką. I niech sobie podrastają. W tym czasie w dużym rondlu nagrzać smalec. Temperatura powinna być ok. 175 stopni. Mnie do rondla wchodziło po 5 pączków, ale ja mam wielki rondel. Pączki powinny bardzo swobodnie pływać, bo dużo rosną. Tłuszczu powinno być na tyle głęboko, żeby żaden pączek nie dotykał do dna rondla.
Po włożeniu paczków (stroną która była łączeniem ciasta, do góry) do rondla, rondel nakrywamy. Smażą się tak ok. 3 minut. Po tym czasie odkryć rondel, paczki odwrócić na drugą stronę i dosmażyć ok. 2-3 minut. Sprawdzić patyczkiem. Jeżeli suchy, pączki wyjmować i odkładać na ręcznik kuchenny. Kiedy pączki są jeszcze lekko ciepłe, nadziewamy je używając specjalnej tylko i uwaga, uwaga : rękawa cukierniczego. Niestety, ale miałam tylkę w komplecie ze szprycą. Nie był to dobry pomysł, bo co i rusz szpryca rozlatywał mi się. Tylko ta nie nadaje się do rękawa niestety.
Pączki wykańczamy jak lubimy. Może być cukier puder, może być lukier, można na lukier dać skórkę pomarańczową.
Jak ja się cieszę, że trafiłam na Twój blog!!!
OdpowiedzUsuńa mnie jest ogromnie miło i przyjemnie, że zechciałaś tu zagościć Dorotko
UsuńJa bym kupiła u pani paczki a nie w sklepie czy cukierni serio! Cudne ogldałam na blogu wszystkie
OdpowiedzUsuńEch, a Ty znowu paniujesz mi ;) No cóż, paczki to taki wypiek, który dośc szybko jednak czerstwieje. W tych sklepowych musi być jeszcze coś dodatkowego ;)
UsuńZapomniała że my już na ty;)
OdpowiedzUsuńKrysiu, to chyba najpiękniejsze jakie widziałam u Ciebie ,a u Ciebie same najpiękniejsze
OdpowiedzUsuńDziękuję Alu. Fakt, wszystkie wyszły identyczne.
Usuń