niedziela, 31 grudnia 2017

Karpatka

Taka zwykła, tradycyjna. Bez udziwnień, ze zwykłym kremem budyniowym na żółtkach. Pieczona w termoobiegu, dwie blachy na raz. Ponoć nie wolno używać termoobiegu, ale ja zaryzykowałam. Jak widać, termoobieg służy karpatce ;)



Karpatka

Składniki ciasta:

1 szklanka (szklanka o pojemności 250 ml) mąki
1 szklanka wody
125 g masła
5 – 6 jajek (*)
Szczypta soli
½ łyżeczki proszku do pieczenia

Składniki kremu

3 szklanki mleka
4 żółtka
4 łyżki mąki pszennej
4 łyżki skrobi ziemniaczanej bądź kukurydzianej
Cukier (jak zwykle u mnie bez odmierzania, ale było tak gdzieś 7 łyżek)
Cukier z prawdziwą wanilią
300 g masła

Sposób przygotowania:

Dwie formy o wymiarach 24x36 cm posmarować masłem i oprószyć mąką. 
Do rondla wlać 2 szklanki mleka i wsypać cukry i postawić rondel na ogień. W pozostałym mleku dokładnie rozmieszać mąki i żółtka. Mieszaninę wlać pomału na gotujące się mleko, cały czas mieszając. Nie przerywając mieszania (dość energicznie należy to robić) doprowadzić do zagotowania się budyniu. Wierzch budyniu nakryć folią spożywczą i odstawić do całkowitego wystudzenia.  
Teraz można się wziąć za ciasto. Do rondla wlać wodę i dodać masło. Podgrzewać aż masło się całkowicie rozpuści i woda zacznie wrzeć. Teraz należy wsypać mąkę i cały czas mieszając (najlepsza drewniana łyżka) doprowadzić do szklistej jednolitej masy (rondel cały czas na ogniu jest). Teraz masę należy przełożyć do miski i odstawić do przestudzenia.  Tak gdzieś na 20-30 minut. Co jakiś czas przemieszać.  Jajka rozbić do miski, dodać szczyptę soli i wymieszać dobrze. Do przestudzonej masy dolewamy stopniowo jajka i wyrabiamy ciasto robotem. (*)  Gdy są bardzo duże jaka, może być tak że nie należy dawać całej mieszaniny jajecznej, dlatego lepiej jaka rozmieszać wcześniej w misce niż wbijać bezpośrednio do masy. Ciasto nie powinno być zbyt rzadkie. Powinna być raczej gęsta i pięknie jednolicie szklista. Na koniec wsypać proszek do pieczenia i zmiksować.  Piekarnik nagrzać do 180 stopni – termoobieg. Ustawić obie formy i nakładać po równo ciasto do obu form. Postawić obok kubek z ciepłą wodą i szpatułką maczaną w tej wodzie lub łyżką, należy w miarę równo rozsmarować ciasto w formie. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok. 30 minut. Po tym czasie uchylić drzwiczki piekarnika, aby wyleciał nadmiar pary i spadła lekko temperatura. Zmniejszamy temperaturę w piekarniku do 100 stopni, zamykamy drzwiczki i suszymy jeszcze ok. 15 – 20 minut. Wyjmujemy formy z piekarnika i wyjmujemy ciasto na kratkę, aby dobrze wystygło. W tym czasie należ ubić dobrze masło a następnie dodawać po łyżce zimnego budyniu, ciągle miksując. Gotowy krem wyłożyć na jednym z ciast i przykryć drugim. Wierzch oprószyć cukrem pudrem. Schłodzić. 



sobota, 30 grudnia 2017

Bez pieczenia, ze słonecznikiem.

Tak chodziło za mną takie ciasto. Kiedyś już robiłam ale na biszkopcie było. Fotki były fatalne, ale i ciasta nie dało się normalnie, ładnie ukroić bo biszkopt był zbyt delikatny do całej reszty. Ale na pewno było pyszne bardzo. Postanowiłam powtórzyć ale teraz tylko herbatniki zastosowałam i trochę inaczej warstwy są. Z dodatkową warstwą budyniu i dżemu przecierowgo z czarnej porzeczki (samorobny a jakże ten dżem)




Słonecznikowiec bez pieczenia

Składniki:

Herbatniki kakaowe (miałam 2 opakowania Bonitek)
Herbatniki maślane (jedno opakowanie Bonitek)

1 puszka masy kajmakowej (u mnie tylko i wyłącznie gostyńska)
200 g masła
Karmelizowany słonecznik (*)

500 ml mleka
1 opakowanie budyniu waniliowego lub śmietankowego
2 łyżki cukru 
2 łyzki maizeny (można użyc i zwykłą mąkę pszenną )
Ok. 100 g masła
(*)
250 g łuskanego słonecznika
4 łyżki mleka
8 łyżek cukru
50-70 g masła

Wódka ( u mnie czarna porzeczka) ok. 50-100 ml 
Dżem z czarnej porzeczki ( ja miałam własnej roboty, przecierany i dosyć kwaśny)

Sposób wykonania:

W dużym rondlu zgotować słonecznik, mleko, masło i cukier. Pogotować ze 2 minuty a następnie wylać na blachę (tę z wyposażenia piekarnika), wyłożoną papierem do pieczenia. Rozprowadzić równą warstwą i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.  Podpiekać ok. 10-15 minut. Należy sprawdzać czy słonecznik się zrumienił i wtedy wyjąć. Nie powinien być zbytnio zrumieniony bo nie będzie smaczny. Wyjąć z piekarnika i wystudzić dobrze a następnie połamać na mniejsze kawałki, które możemy potraktować wałkiem lub blenderem aby dobrze pokruszyć. 
Dno formy o wymiarach 24 x 28 wyłożyć papierem do pieczenia. Na dnie ułożyć ściśle, jeden przy drugim herbatniki kakaowe. Na herbatniki wyłożyć ok. 1 słoiczka dżemu i równo rozsmarować. Na dżem należy ułożyć herbatniki maślane.
Utrzeć masło a następnie dodawać po łyżce kajmaku. Jak będzie dobrze utarte należy dodać pokruszony słonecznik. Ok. 2/3 z całej porcji. Wymieszać a następnie wyłożyć na herbatniki. Na masie ułożyc ściśle warstwę herbatników kakaowych, które nasączamy wódką (ja robiłam to za pomocą pędzelka). Na herbatniki wykładamy ciepły budyń : zagotować  1,5 szklanki mleka z cukrem i masłem. W pozostałym mleku rozmieszać budyń i mąkę. Wylać na gotujące się mleko i ciągle mieszając doprowadzić do zagotowania. Przykryć wierzch budyniu folią spożywczą i odstawić do przestudzenia. Jednak budyń powinien pozostać dobrze ciepły bo trudno go jednak równą warstwą rozprowadzić.  Przestudzony budyń wylać i równą warstwą rozprowadzić. Na budyniu od razu ułożyć warstwę herbatników kakaowych, które również nasączamy alkoholem. Teraz wykładamy pozostałą masę słonecznikową, wyrównujemy i posypujemy pozostawionym pokruszonym słonecznikiem. . Odstawić na kilka godzin w temperaturze pokojowej a następnie schować do lodówki



niedziela, 24 grudnia 2017

Sernik świąteczny

Smak takiego tradycyjnego sernika , w ciemnym kakaowym cieście. Mama moja sobie taki właśnie zażyczyła na święta. Moja mama ma już ponad 90 lat, więc nawet chwili się nie zastanawiałam tylko bez kombinacji upiekłam to co chciała.



Sernik wyszedł równy jak stół, z czego ogromnie się cieszę. Jest wysoki bo cały równy z formą w której się piekł.

Składniki ciasta:
400 g maki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
Cukier puder (ok. 5 łyżek)
2 łyżki kakao
250 g margaryny/masła
3 żółtka
2 łyżki śmietany
Składniki masy serowej:
1 kg serka śmietankowego 24% tłuszczu ( dostępny w kilogramowych opakowaniach, wiadereczkach)
350 g twarogu śmietankowego
200 g masła rozpuszczonego
4 łyżki kaszy manny
4 łyżki (takie z górką) śmietany 18%
1 opakowanie budyniu waniliowego
8-9 jajek (rozdzielone na białko i żółtko)
Cukier puder – ok. 4 – 5 łyżek
Cukier drobny do wypieków ok. ¾ szklanki
Rodzynki, skórka pomarańczowa kandyzowana

Sposób przygotowania:

Mąkę wymieszać z pudrem, kakao oraz proszkiem i sodą. Wsypać do malaksera, wkroić mocno schłodzony tłuszcz. Szybko posiekać tak aby prawie nie było widocznych grudek tłuszczu. Następnie dodać śmietanę i żółtka i ponownie włączyć malakser. Pokręcić do momentu aż składniki się połączą. Wyjąć na blat oprószony mąką i zagnieść krótko ciasto. Podzielić mniej więcej na dwie części. Ciutkę większa będzie spodem sernika. Każdy kawałek owinąć folią i wstawić do lodówki na kilka godzin.  Na godzinę przed robieniem sernika, wstawić do zamrażarki. Formę 24 x 36 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Większą część ciasta zetrzeć na tarce równą warstwą. Lekko spłaszczyć dłonią. Na ciasto wylać masę serową:
Do dużej miski włożyć serek śmietankowy i twaróg śmietankowy  (on jest dość gładki choć raczej nie mielony a do tego jest miękki). Dodać żółtka, kaszę mannę, budyń i puder oraz  śmietanę. Krótko wymieszać mikserem, ale tak aby masa była gładka. Dodać rozpuszczone masło i wymieszać. Ubić białka ze szczyptą soli. Jak będzie już sztywna piana, nie przerywając ubijania dodawać po łyżce cukru. Ubijamy dotąd aż cukier całkowicie się rozpuści. Przełożyć pianę do masy serowej i bardzo delikatnie wymieszać łopatką. Teraz można dodać namoczone wcześniej i odsączone rodzynki, które wcześniej należy oprószyć mąką.  Masę serową wylać na przygotowany spód a na wierzch zetrzeć pozostałe ciasto.
Na dnie piekarnika ustawić naczynie z wodą. Piekarnik nagrzać do 170 stopni (grzanie góra – dół) i wstawić sernik. Piec ok 1 godziny i 20 minut. Po upieczeniu, piekarnika nie otwieramy przez ok. 1 godzinę. Po tym czasie leciuteńko uchylamy piekarnik (wsadzam pomiędzy drzwiczki a piekarnik rękawicę kuchenną) i zostawiamy sernik na ok. godzinę lub ciut dłużej (u mnie dłużej trochę to trwało bo ok. 1,5 godziny).  Teraz sernik można już wyjąć i od razu przełożyć na deskę. Spód sernika jest teraz na wierzchu i tak trzeba zostawić do zupełnego wystudzenia (u mnie całą noc).  Teraz można już odwrócić sernik. Wierzch można oblać czekoladą lub oprószyć pudrem, ale ja tego nie robię.


To co widać na spodzie ciasta, pod masą serową to masa orzechowa, którą kupkami ułożyłam na surowym cieście. Nie był to zabieg celowy. Po prostu szkoda mi było wywalić resztkę masy orzechowej od piernika i wykorzystałam ją do sernika

edit

Wczoraj, po kolacji wigilijnej sernik zrobił furorę. Oczywiście mama pierwsza zażyczyła sobie zjeść sernik. Bardzo pochwaliła. A potem po kolei wszyscy częstowali się i zachwalali. 


Dacquoise jak od Sowy

tam nazwała ten wypiek Dziunia na forum Cincin. Nie będę oryginalna i nie będę nic zmieniała, bo bardzo ściśle trzymałam się przepisu Dziuni . Dlatego też pozwolę sobie zacytować z maleńkimi moimi uwagami podanymi w nawiasie.
Próby smaku nie było jeszcze bo ciasto chłodzi się w lodówce i ma robić za deser po wigilijnej kolacji.





"Składniki na 6-10 porcji, ale raczej na 6-8, bo nie da się tego pokroić cienko 

- 6 białek (miałam 7 białek, bo tyle mi zostało po produkcji ajerkoniaku)
- szczypta soli
- 300 g drobnego cukru lub cukru pudru (sypnęło mi się 315 g )
- 1 łyżeczka skrobi kukurydzianej lub ziemniaczanej (daję kukurydzianą)
- 1 łyżeczka białego octu winnego lub jabłkowego
- 1/4 szklanki daktyli bez pestek drobno pokrojonych
- 1/4 szklanki orzechów włoskich w większych kawałkach 

- 1 łyżka wrzątku
- 1-2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej
- 250 g mascarpone schłodzonego co najmniej 12 godzin w lodówce
- 200-250 ml śmietanki 30-36% również schłodzonej min. 12 godzin

- 1-2 łyżeczki gorzkiego kakao

Najpierw przygotowujemy dwa arkusze papieru do pieczenia. Jeśli chcecie mieć w miarę równe i okrągłe blaty, można na spodniej stronie papieru odrysować kółka np. od dna tortownicy o średnicy ok. 23-26 cm.
Papierem wykładamy dwie blachy.
Piekarnik włączamy na 180* najlepiej z wiatrakiem lub na termoobiegu.

Białka ubić na prawie sztywno ze szczyptą soli, pod koniec ubijania wsypać 1/3 cukru i ubijać chwilę, aż piana zrobi się sztywna. Dodać kolejną 1/3 cukru i znów ubić, dodać resztę cukru i ubijać, aż piana zrobi się lśniąca, a cukier się rozpuści, piana ma być sztywna tak, żeby dało się ją kroić nożem, a przy krojeniu będzie stawiała pewien opór - to bardzo ważne żeby była naprawdę dobrze ubita, jeśli tak nie będzie, to zamiast sztywnej bezy otrzymamy dwa miękkie omlety białkowe. Pod koniec dodać skrobię i ocet i znów ubijać do pełnej sztywności.

Wsypać do masy daktyle i orzechy i delikatnie wymieszać łyżką. (ja to jednak gamoń jestem i dopiero teraz wpadłam na to, że dałam daktyli i orzechów dwa razy tyle co w przepisie)

Masę rozsmarować w równych częściach na przygotowanym papierze do pieczenia, w miarę równomiernie. Wstawić obie blachy do piekarnika, zmniejszyć temperaturę do 130 stopni (150 stopni jeśli piekarnik nie ma ani wiatraka, ani termoobiegu) i piec 1,5 godziny zmieniając blachy miejscami co 30 minut jeśli piekarnik nie ma termoobiegu. Upieczone blaty odstawić do ostudzenia. (ja piekłam tak jak w uwadze do przepis, tzn. w temperaturze 100 stopni przy włączonym termoobiegu a czas pieczenia to 2,5 godziny)

Na krem rozpuścić kawę rozpuszczalną we wrzątku i odstawić do całkowitego ostudzenia. Jeśli ktoś nie używa kawy rozpuszczalnej może zrobić bardzo mocne espresso i użyć schłodzonego w ilości 2-3 łyżek lub do smaku.
Mascarpone przełożyć do miski, ubijać krótko mikserem na małych obrotach stopniowo dodając śmietanę i kawę. Kiedy masa stanie się jednolita szpatułką przemieszać wszystko, dokładnie zeskrobując mascarpone z dna i boków miski. Ubijać dalej na średnich obrotach, a jak masa zacznie gęstnieć zwiększyć obroty maksymalnie i ubijać do pełnej sztywności. Dla bezpieczeństwa można zmniejszyć obroty pod koniec ubijania - wtedy łatwiej zauważyć właściwy moment i trudniej przebić masę, co skutkowałoby jej zwarzeniem. 

Przygotować talerz, na którym docelowo będzie leżał tort, po nałożeniu masy nie da się go już przenieść, w każdym razie efekt przeniesienia może być mizerny .
Blat położyć na jednej dłoni i przechylić go tak, żeby był prawie pionowo i prostopadle do podłogi, jednocześnie drugą ręką odklejamy papier do pieczenia, aż dojdziemy do miejsca, w którym trzymamy blat, teraz należy rękę podłożyć pod blat bez papieru i odkleić papier całkowicie (cały czas staramy się trzymać blat prawie pionowo), blat można położyć na talerzu. 
Wyłożyć łyżką masę na spód w miarę równomiernie i nakryć drugim blatem odklejonym od papieru w sposób opisany wyżej.
Przez sitko posypać całość kakao i podawać.

Tort można zrobić dzień wcześniej, dobrze przechowuje się w lodówce. A w sezonie letnim najlepiej smakuje z truskawkami, malinami lub jagodami ale wtedy do bezy nie dodaje się daktyli i orzechów, a masę rozkłada po połowie na każdym blacie, ozdabiając wierzch owocami.
Nie należy się też przejmować, jeśli blaty wyjdą nierówne, tu nie trzeba niczego robić równo i pod linijkę, wszystko można wyłożyć łyżką i może być, a nawet powinno być ciut nierówno 

Uwaga:  Blaty bezowe warto piec godzinę dłużej w temperaturze 120* (jeśli z termoobiegiem to w 100*) zmieniając blachy co pół godziny miejscami - pozwoli to na przewietrzanie piekarnika i ucieczkę wilgoci, przez co blaty będą sztywniejsze."

Moje blaty mocno przylgnęły do papieru a to za sprawą syropu jaki wypływał spod daktyli, których dałam dwa razy więcej niż przepis mówi. Daktyli i orzechów w sumie ma być pół szklanki a ja dałam jednych i drugich składników po pół szklanki. 



niedziela, 17 grudnia 2017

Miodownik z kremem z kaszy manny

A takiego to na pewno jeszcze nie robiłam. Sama jestem zaskoczona jego smakiem . Normalnie rozpływa się w ustach. A przesiedział dopiero noc. Teraz dostał jeszcze ubranko z czekolady, ale ja prezentuję je bez tego jeszcze.




Miodownik z kremem z kaszy manny

Składniki:


Ciasto:


450 g mąki (typ 450 czyli popularna tortowa)
cukier puder (ja dałam 5 łyżek z małą górką, ale wielbiciele słodkich ciast mogą dodać jeszcze ze 2 łyżki)
1 łyżeczka sody oczyszczanej
100 g smalcu (i nie zamieniamy go na inne tłuszcze)
4 łyżki miodu płynnego (mnie lało się chyba ciut więcej, może 5 łyżek)
1 jajko
4 łyżki mleka

Mąkę wymieszać z pudrem i sodą. Smalec pokroić na mniejsze kawałki i dodać do maki a następnie wszystko razem za pomocą malaksera posiekać drobniutko (można i ręcznie robić, siekając mąkę ze smalcem, ale trzeba się do tego przyłożyć aby drobinki smalcu były praktycznie niewidoczne w mące). Do kubka wbić jajko i dodać mleko oraz miód. Dobrze wszystko wymieszać i wlać do mąki. Malakserem pokręcić ze 2 minutki a ręcznie po prostu zagnieść gładkie ciasto. Całe ciasto podzielić na 4 równe części (ważyłam na wadze). Każdą część rozwałkować na prostokąt równy wielkości dna formy 24x28 cm,  na papierze do pieczenia. Ja piekłam po dwa blaty na raz, używając termoobiegu. Piekarnik nagrzać do 170 stopni (jeżeli pieczemy pojedyncze blaty i używamy grzanie góra-dół, to nagrzać do 190-200 stopni) i wstawić blaty do pieczenia. Pieczemy ok. 7-8 minut ale należy sprawdzać, bo każdy piekarnik jednak ciut inaczej piecze. Ciasto ma wyraźnie zmienić kolor na złotobrązowy. Blaty wyjąc i wystudzić na papierze, na którym się piekły. Zimne blaty przekładać masą, z tym że ja pierwszy blat posmarowałam najpierw powidłami z mirabelek, które mają wyrazisty, kwaskowy smak.

Kram z kaszy manny:


750 ml mleka
10 łyżek kaszy manny (z maleńką, naprawdę maleńką górką)
200 g masła
Cukier puder – u mnie 6 łyżek , ale ilość dobieramy do swoich smaków
Ok. 50 ml amaretto  (można zamienić na np. sok z cytryny, ale amaretto ma ten specyficzny zapach i dodaje wyrazistości kremowi)
Dodatkowo : powidła, ale to już jak kto lubi. Mnie bardzo pasuje ten dodatek, szczególnie, że miałam powidła smażone z mirabelek, genialne w smaku.

Wlać do garnka całe mleko. Odmierzyć ilość kaszy manny w wsypać np. do kubka, bo będzie się łatwiej wsypywać do mleka. Mleko doprowadzić do zagotowania. Teraz należy powoli wsypywać mannę a mleko cały czas należy mieszać. Nie przerywając mieszania doprowadzamy do zagotowania i następnie gotujemy przez 5 minut. Nie wolno przerwać mieszania bo kasza robi się gęsta i bardzo szybko przywiera do dna. Ugotowaną kaszę zdjąć z ognia, wierzch przykryć folią spożywczą i odstawić do całkowitego wystudzenia. W misce utrzeć masło (w temperaturze pokojowej winno być) z cukrem pudrem. Mannę krótko zmiksować i dodawać po jednej łyżce do ucieranego masła. Między jedna a druga porcją manny, poprzednia powinna być doskonale utarta z masłem. Nie spieszymy się przy tym, bo wtedy mogą pozostać grudki kaszy. A tak to krem wychodzi gładki i puszysty. Na koniec dodajemy amaretto.
Pierwszy blat ciasta ułożyć w formie wyłożonej papierem do pieczenia. Posmarować go powidłami. Wyłożyć 1/3 kremu i rozsmarować równą warstwą. Ułożyć na kremie drugi blat i ponownie 1/3 kremu, i kolejny blat i reszta kremu. Przykryć czwartym, ostatnim blatem ciasta. Na wierzch ułożyć papier do pieczenia i na to ułożyć deseczkę , którą obciążamy np. 2 torebkami cukru. Odstawiamy (w temperaturze pokojowej) na noc. Po nocy ciasto już rozpływa się w ustach i jest cudownie mięciutkie.
Teraz wg uznania, wierzch ciasta można oblać polewą czekoladową lub posypać pudrem a i gołe też można zostawić. U mnie tradycyjnie polewa z gorzkiej czekolady i kremówki.




niedziela, 10 grudnia 2017

Gigantes plaki czyli fasola

nie wiem czemu nie przeniosłam tego przepisu z poprzedniego bloga. Gdzie mi umknął, a przepis wart przygotowania. U mnie w warzywniakach jeszcze jest fasola tak nie suszona, która jest najsmaczniejsza do tego dania.
Trzymałam się prawie ściśle przepisu, więc po prostu zacytuję Anooshkę a w nawiasach podam moje zmiany..Bardzo polecam przepis bo fasola wychodzi genialna w smaku.




"400g fasoli „Jas" namoczonej przez noc (miałam 500 g takiej wielkiej fasoli, świeżej)
3 lyzki oliwy z oliwek
1 cebula.drobno posiekana
2 zabki czosnku , drobno posiekane
2 lyzki koncentratu pomidorowego
800g pomidorow, obranych ze skorki i pokrojonych na duze kawalki ( dałam dwa spore pomidory i całą puszkę pomidorów krojonych. Dolałam do nich ok. pół puszki wody)
1 lyzeczka cukru
1 lyzeczka oregano
Szczypta cynamonu ( nie dałam bo nie miałam w domu)
2 lyzki posiekanej pietruszki plus wiecej do   przybrania
Namoczona fasole odcedzamy,pluczemy i gotujemy az bedzie prawie miekka (nie moze sie rozlatywac). Odcedzamy i odstawiamy na bok. ( ja gotowałam fasolę w  wodzie z dodatkiem soli)
Piekarnik nagrzewamy do 180°C (160°C jezeli uzywamy termoobiegu).
Napatelni rozgrzewamy oliwe, dodajemy cebule i czosnek i smazymy az beda miekkie, ale nie moga sie zezlocic. Dodajemy koncentrat pomidorowy i gotujemy przez kolejna minute. Nastepnie dodajemy pomidory, przyprawy oraz pietruszke i gotujemy przez kolejne 2-3 minuty.  Doprawiamy sola i pieprzem i dodajemy fasole. Calosc przekladamy do duzego zaroodpornego naczynia i pieczemy przez ok. 1 godzine nie mieszajac w miedzyczasie. (sos pomidorowy robiłam w żeliwnym rondlu, który po dodaniu fasoli, wstawiłam do pieca)

Gdy fasola jest gotowa, wyjmujemy z piekarnika studzimy. Nastepnie posypujemy pietruszka, polewamy odrobina oliwy z oliwek i serwujemy."

sobota, 9 grudnia 2017

Pyszotka

pod taką nazwą siedzi ten przepis w moim zeszycie od ..................... 17 lat. Tak, tak, pamietam dobrze datę, bo własnie wtedy zaczęłam pracować w Mielcu i tam dostałam ten przepis. Jedyne co zmieniłam w bazowym, zeszytowym przepisie to zamieniłam powidła na konfiturę wiśniową plus wiśnie takie ze słoika. Konfitura ciut popłynęła ale mnie to nie przeszkadza. Samo ciasto pyyyyyszne bardzo, tylko dość słodkie więc raczej za dużo się go nie zje.




Podam przepis ten, który zrobiłam a w nawiasie podam to co było w oryginale)


Składniki:

* 400 g mąki
* 200 g masła
* 4 łyżki cukru pudru ( 160 g było)
* 4 żółtka
* 2 łyżki śmietany
* 1 łyżeczka proszku do pieczenia
* 1/2 łyżeczki amoniaku

* 6 białek
* 2/3 szklanki cukru drobnego
* 1 łyżka maizeny (skrobi kukurydzianej)

* 2 małe słoiczki konfitury wiśniowej ( spory słoik powideł węgierkowych lub dżemu z czarnej porzeczki)
* 1 słoik wiśni do ciasta - dobrze odsączyć
* 50 g płatków migdałowych

Do misy malaksera włożyć mąkę, puder, proszek - wymieszać. Pokroić na mniejsze kawałki zimne mało i razem z mąką posiekać na drobniutko. Dodać żółtka i śmietanę do której wcześniej należy dodać amoniak. Zarobić ciasto i podzielić na dwie równe części. Rozwałkować na prostokąty równe wielkości dna blaszki do pieczenia ( u mnie 24 x 28 cm, ale ciasto wyszło dość wysokie, więc można wziąć blachę 24 x 36 cm). Formy wyłożyć papierem do pieczenia i wyłożyć ciastem. Każde ciasto posmarować konfiturą (powidłami) a na konfitury powykładać wiśnie. Z 6 białek ubić pianę. Jak piana będzie już wyraźnie biała, zaczynamy dodawać po łyżce cukru, nie przerywając ubijania. Na sam koniec dodać maizenę. Pianę podzielić na dwie części i wyłożyć na wiśnie równą warstwą. Posypać na wierzch płatkami migdałowymi. Wstawić obie blaszki do piekarnika nagrzanego do 165 stopni - termoobieg i piec ok. 30-35 minut. Upieczone wyjąć i wystudzić

Krem:

* 5 żółtek
* 200 g masła (było 250 g )
* 2 łyżki mąki pszennej
* 3 łyżki mąki ziemniaczanej
* 500 ml mleka
* 1/2 szklanki cukru ( było 200 g)
* cukier waniliowy z ziarenkami wanilii lub ziarenka z 1 laski

W 3/4 szklanki mleka wymieszać bardzo dokładnie cukier, cukier waniliowy (lub ziarenka wanilii) żółtka i mąkę. Resztę mleka zagotować i na gotujące się mleko wylać małym strumieniem mieszaninę mleka z resztą składników. W trakcie wlewania ciągle należy mieszać dość energicznie. Ciągle mieszając doprowadzić do zagotowania. Zdjąć z ognia i wierzch budyniu przykryć folią spożywczą. Odstawić do zupełnego wystudzenia. Miękkie masło ubić na puch a następnie ciągle ubijając dodawać po łyżce zimnego budyniu. Całą masę wyłożyć delikatnie na jeden z wystudzonych blatów i przykryć drugim blatem.



sobota, 2 grudnia 2017

Sernik waniliowy w miodowych blatach

Kolejna odsłona jednego z moich ulubionych wypieków. Jest miód i jest ser. A dzisiaj dodatkowo ziarenka wanilii, które dodaja dodatkowego aromatu miodowemu wypiekowi. Ciasto robi się dość szybko pomimo pieczenia trzech odrębnych blatów. Najgorsze tylko jest to czekanie aby ciasto cudownie zmiękło i później rozpływało się już w ustach.





Składniki:

Ciasto:

* 550 g mąki (500 g do ciasta , 50 g do wyrabiania i wałkowania)
* 2 całe jajka
* 3-4 łyżki miodu płynnego
* 1-1,5 łyżeczki sody
* 1-2 łyżki mleka (jak duże jajka to 1, jak średnie to 2)
* 250 g margaryny
* 5 łyżek cukru pudru

Masa serowa:

* 1 kg twarogu sernikowego (kupiony w wiadereczku, ale zawartość tłuszczu to 18%)
* 1 opakowanie budyniu (ja miałam śmietankowy z białą czekoladą)
* 250 ml mleka
* 6 jajek
* 200 g masła
* ok. 1 szklanki cukru (ja daję mniej ale tyle podaję, bo wszyscy narzekają że moje ciasta są mało słodkie)
* cukier waniliowy z ziarenkami wanilii lub ziarenka z laski wanili

Sposób przygotowania:

Do misy malaksera dać mąkę, cukier puder i sodę. Wymieszać. Wkroić margarynę i posiekać na drobniutko. Teraz dodać jajka, mleko i miód. Krótko pokręcić, ale ciasto ma wyraźnie się połączyć. Blat obsypać mąką i wyłożyć ciasto. Zagnieść a następnie podzielić na trzy równe części. Każdą z nich rozwałkować na prostokąt 24 x 28 cm (wymiar formy w której piekłam), podkładając pod spód papier do pieczenia. Gęsto ponakłuwać widelcem. Upiec na złoto. U mnie to było 175 stopni w termoobiegu, przez ok. 15 minut. Wyjąć i wystudzić. 
Do dużego rondla włożyć masło, cukier. Podłączyć ogień (mały ma być). Jak masło się rozpuści należy dać ser i wymieszać a następnie wbić jajka i bardzo dokładni i szybko wymieszać (najlepiej trzepaczką rózgową). Doprowadzić do zagotowania, często a najlepiej ciągle mieszając. Budyń rozprowadzić w mleku. Wlać do gotującego się sera. Szybko wymieszać. Dodać wanilię. Doprowadzić do zagotowania. 
Na dnie formy wyłożonej papierem lub folią (ja preferuję papier) ułożyć pierwszy blat ciasta i wylać na niego połowę gorącej serowej masy. Przykryć drugim blatem ciasta i wylać resztę masy serowej. Nałożyć ostatni blat ciasto. Lekko docisnąć całość i odstawić do zupełnego wystudzenia. 
Teraz wierzch ciasta można oblać polewą czekoladową. U mnie tradycyjnie gorzka czekolada 100 g rozpuszczona w kapieli wodnej z ok. 50 ml śmietanki kremówki.







Na tej fotce bardzo wyraźnie widać ziarenka wanilii.

niedziela, 26 listopada 2017

Piernik przekładany

Nie jestem wielobicielką pierników, ale wszyscy wokół tylko pierniczą, więc i mnie się udzieliło. Szukałam, szukałam i znalazłam. Piernik  u Evenki spodobał mi się bardzo, przede wszystkim dlatego że bardzo szybki do zrobienia. Tylko mój na razie nie wygląda pięknie, bo kroiłam świeżo przełożony powidłami i sam piernik do przełożenia kroiłam ciepły. Już zjadłam tę odkrojoną dupkę i bardzo mi smakuje



Robiłam dokładnie z przepisem (poza przełożeniem i polewą) więc pozwolę sobie zacytować przepis Evenki

"Składniki:

* 1 szkl. cukru

* 1 łyżka kakao

* 1 łyżka przyprawy do piernika

* 1/2 szkl. miodu (płynnego)

* 250 g masła

* 1/2 szkl. wody

* 4 jajka

* 2 szkl. mąki pszennej

* 2 łyżeczki proszku do pieczenia

* 1 łyżeczka sody oczyszczonej


* słoiczek powideł śliwkowych*
( ja miałam 1,5 słoiczka, które po podgrzaniu wymieszałam ze 100 g czekolady gorzkiej i 1 łyzką kakao)

Cukier, kakao, przyprawę do piernika, miód, masło i wodę podgrzewać w garnku do zagotowania (mieszając). Odstawić z ognia i ostudzić.

Do wystudzonej masy (może być ciepła) dodać żółtka, energicznie wymieszać lub zmiksować, a następnie stopniowo dodawać mąkę z proszkiem do pieczenia i sodą. Na koniec dodać ubitą pianę z białek. Wszystko razem delikatnie, ale dokładnie wymieszać (nie miksować).

Ciasto przelać do wyścielonej papierem do pieczenia formy (9 x 33 cm  moja forma była dłuższa bo miała 36 cm). Wstawić do nagrzanego do 180 ( u mnie było 175 stopni)st.C piekarnika i piec przez ok. 1 godzinę (sprawdzić patyczkiem). Gdyby wierzch zaczął przypiekać się zbyt mocno, przykryć papierem. Po upieczeniu ciasto wyjąć z piekarnika, pozostawić na 10-15 minut do przestygnięcia, a następnie wyjąć z formy i zdjąć papier.

Całkowicie wystudzony piernik przekroić poziomo na 4 części. Przełożyć powidłami śliwkowymi, całość oblać polewą czekoladową."

Ja rozpuściłam 100 g czekolady z ok. 50 ml śmietanki kremówki, w kąpieli wodnej. Gorąca polałam piernik





sobota, 25 listopada 2017

Szarlotka w półkruchym cieście

Tak mnie naszło wczoraj na szarlotkę . Kupiłam renety ( w kosmicznych cenach jest) i usmażyłam, bo jednak szarlotke lubię najbardziej z takich usmażonych jabłek. Wyszło dwa słoiki jabłek (renety było przed obraniem 2,2 kg) i wszystko poszło do ciasta.




Szarlotka

Składniki:

4 szklanki mąki ( z tego zostawić ok 1/3 szklanki do wałkowania)
1 szklanka (można i mniej tak jak ja dałam) cukry pudru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
200 g masła (temperatura pokojowa)
2 cm odcięte z kostki smalcu (temperatura pokojowa)
1 całe jajko i 3 żółtka
2 łyżki śmietany ( z maleńką górką)
2 kg jabłek typu reneta plus troszkę cukru do ich smażenia)
Trochę bułki tartej do posypania ciasta pod jabłka

Sposób przygotowania:

Jabłka obrać i pokroić na mniejsze kawałki a następnie włożyć do rondla, podlewając ok. ½ szklanki wody. Smażyć na niezbyt dużym ogniu, często mieszając. Pod koniec dodać cukier i teraz już mieszać aż cukier się rozpuści całkowicie. Wystudzić dokładnie.
Mąkę, proszek i cukier puder wymieszać. Dodać masło i smalec, posiekać dokładnie w malakserze. Teraz dodać jajko i żółtka oraz śmietanę. Włączyć malakser i krótko pomieszać. Wyjąć ciasto na blat oprószony mąką i zagnieść. Ciasto powinno być mięciutkie. Podzielić mniej więcej na dwie części. Te ciut więcej rozwałkować na prostokąt trochę większy niż dno formy (24 x 36). Formę wyłożyć wysoko papierem do pieczenia i ułożyć na dnie ciasto, które powinno lekko zachodzić na boki. Posypać bułką tartą i wyłożyć jabłka. Na jabłka ułożyć rozwałkowaną tę ciut mniejszą część ciasta. W kilku miejscach zrobić patyczkiem dziurki, tak aby jabłka mogły odparowywać w trakcie pieczenia.
Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (góra – dół grzanie) i piec ok. 1 godziny. Wyjąć z piekarnika i odstawić na kratkę do wystudzenia.

sobota, 18 listopada 2017

Orzechowiec

Na amen zapomniałam o tym cieście. Nie piekłam go przeszło 10 lat. I wczoraj sobie raptem przypomniałam. Szybciutko się dosyć robi, więc wieczorem przystąpiłam do pieczenia z nadzieją, że rano już będę mogła smakować. Owszem, dało się ukroić i zjeść rano, ale jeszcze nie nabrało pełni smaku. W południe już było dużo lepsze i pokazuję takie nadgryzione, bo fajnie widać strukturę ciasta wtedy



Przepis od wielu, wielu lat w zeszycie jest pod nazwą "Placek z orzechami" Odrobinę zmieniłam (mniej cukru w cieście) i krem  też inną technologią jest zrobiony.

Składniki:

Ciasto:

* 500 g mąki
* 5 łyżek cukru pudru
* 170 g margaryny
* 2 całe jajka
* 3 łyżki miodu
* 1 łyżeczka sody, z małym czubkiem

Do misy malaksera włożyć mąkę sodę, i margarynę. Wszystko razem posiekać. Teraz dodać jajka i miód . Wyrobić ciasto. Podzielić na dwie równe części. Dwie formy o rozmiarach 24x36 wyłożyć papierem do pieczenia i rozwałkować ciasto o podanych wymiarach formy. Włączyc piekarnik na termoobieg z ustawioną temperaturą 160 stopni. Kiedy piekarnik się nagrzewa, należy przygotować orzechową polewę:

* 300 orzechów włoskich posiekanych grubo
* 100 g cukru
* 125 g masła
* 3 łyżki miodu

wszystkie składniki włożyc do rondla. Podgrzewać mieszając aż cały cukier rozpuści się a polewa zacznie się gotować. Pogotować ok. 3 minut i taką gorącą masę należy wyłożyć równą warstwą na jeden z przygotowanych blatów. Teraz wstawić obie formy do piekarnika i piec ok. 15 - 20 minut. Wyjąc i wystudzić.

Kiedy blaty się pieką należy przygotować masę budyniową:

* 3 szklanki mleka
* 2 opakowania budyniu waniliowego
* 2 żółtka
* pół szklanki cukru
* 250 g masła (temperatura pokojowa)

Do rondla wlać 2,5 szklanki mleka a w pozostałym mleku rozmieszać budyń, cukier i żółtka. Wlać na gotujące się mleko, mieszając ciagle i doprowadzić do zagotowania się budyniu. Zdjąć z ognia i wierzch przykryć folią spożywczą. Odstawić w chłodne miejsce aby budyń przestygł. Budyń musi pozostać ciepły, nie powinien być gorący ale nie może być zimny. Kiedy jeszcze jest ciepły, zdjąć folię a na wierzchu budyniu ułożyć masło pokrojone na mniejsze kawałki. Po chwili masło zacznie się rozpuszczać. Wtedy zaczynamy ucierać budyń z masłem do momentu aż całe masło się rozpuści i połączy z budyniem. Taka letnią masę budyniową wylewamy na blat ciasta, tego pustego. Rozprowadzamy równą warstwą i przykrywamy blatem z orzechami. Ciasto odstawiamy na kilka godzin aby blaty miodowe zmiękły. Co najmniej 12 godzin musi postać, ale lepiej jak jeszcze dłużej postoi.



sobota, 11 listopada 2017

Ciasto migdałowo-imbirowe z gruszkami

Nie jest to nowy przepis, ale to przepis jeden z ukochanych. Piekę zawsze jesienią. Tej jesieni to nawet już trzeci raz. Przepis jest od dawna na blogu 




piątek, 10 listopada 2017

Miodownik z budyniową masą śmietanową

Lubię ciasta miodowe. Wszelkiej maści. I tak mnie naszło na miodowe właśnie.
Piekłam to ciasto posiłkując sie tym co miałam w domu. Tym wynajętym, gdzie brak sprzętów do pieczenia i gotowania. Ale zawsze coś tam mam. I tym co mam robię sobie takie proste ciasta. Takie własnie jak ten miodownik. Zaryzykowałam masę budyniową ale z dodatkiem kwaśnej śmietany. I wyszła baaaardzo smaczna.


Fotka taka trochę byle jaka, bo robiona telefonem. W domu już była szarówka, więc i kolor ciasta nie za bardzo miodowy wyszedł. 

Składniki na ciasto:

* 3 szklanki maki
* 250 g margaryny/masła
* 3 jajka
* 1 łyżeczka sody
* 3 łyżki miodu
* kilka łyżek cukru pudru ( u mnie zawsze mało więc dałam 3 łyzki)


Składniki masy budyniowo-śmietanowej:

* 500 ml mleka
* 2 jajka
* 3 mocno czubate łyżki skrobii ziemniaczanej
* 330 g (taki kubek był w sklepie) śmietany (kwaśna śmietana) 18%
* cukier ok. pół szklanki (można ciut więcej)
* 200 g masła

Sposób przygotowania:

Mąkę wymieszać z sodą i posiekać z zimnym tłuszczem . Dodać pozostałe składniki i szybko zagnieść ciasto. Ciasto powinno być miękkie i elastyczne. Podzielić na 4 równe części. Każdą część rozwałkować dość cienko, na ok. 2-3 mm i gęsto ponakłuwać widelcem. Piec w piekarniku przez ok. 8-10 minut w temperaturze ok. 170 stopni przy włączonym termoobiegu (piekłam od razu dwa blaty, położone na dwóch różnych poziomach piekarnika). Blaty dobrze wystudzić. Wystudzone przełożyć kremem: W rondlu zagotować całe mleko z całą ilością masła. W misce wymieszać wszystkie pozostałe składniki i wlać na gotujące się mleko. Mieszając dość energicznie, doprowadzić do zagotowania masy. Zdjąć z ognia . Odłożyć ok. 4 łyżek masy a resztę podzielić na 3 równe części. Pierwszy blat ułożyć w formie wyłożonej papierem i wylać na wierzch 1/3 masy, przykryć drugim blatem i ponownie masa, na którą wykładamy trzeci blat. Ponownie masa i układamy czwarty blat, który smarujemy na wierzchu odłożoną ilością. Masa powinna być cały czas gorąca. Wiech ciasta można przybrać uprażonymi płatkami migdałowymi, można posypać wiórkami kokosowymi lub po całkowitym zastygnięciu, oblać polewą czekoladową

środa, 1 listopada 2017

Ciasto Kubanka

Już kiedyś je robiłam. Ale nie dla siebie, tylko dla znajomej. Pochwałom końca nie było. A że akurat troszkę wolnego miałam, więc mogłam i coś dla siebie upiec. Plany były różne a skonczyło się jak zwykle. Na tym co w planach wcale nie było. Wczoraj robiłam rano a po południu była degustacja. Trochę za wcześnie bo ani ciasto dobrze się nie przegryzło, ani herbatniki za dobrze nie zmiękły. Dzisiaj wreszcie było takie jak powinno być. Pyyyyyyyyszne bardzo, nie za słodkie, z wyczuwalną nutką kawową podkręconą spirytusem. Fotka byle jaka, bo za oknem szarówka a ja nie mam odpowiednich warunków ani sprzetu.


Składniki:

Biszkopt:
4 jajka (rozdzielić na żółtka i białka)
2/3 szklanki cukru
130 g maki
3 łyżki kakao
1 łyżeczka proszku do pieczenia
Masa ciemna:
200 g masła
2 szklanki mleka
2 żółtka
3 łyżki cukru
3 łyżki maki pszennej
2 łyżki skrobi ziemniaczanej
3 łyżki nutelli
Masa jasna:
500 ml śmietanki kremówki mocno schłodzonej
2 opakowania śmietan fix
3 łyżki cukru pudru
Dodatkowo:
Mały słoiczek powideł śliwkowych
Herbatniki jasne – duże opakowanie
Herbatniki kakaowe – duże opakowanie
Kakao lub utarta czekolada do posypania wierzchu ciasta
Ok. 150 ml kawy mocnej (ja wzięłam kawę zaparzoną z ekspresu)
Kieliszek mały spirytusu (można wódki ale nie miałam a spirytus był)

Sposób przygotowania:

Formę 24x36 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzać do 180 stopni – grzanie góra-dół. Białka z dodatkiem szczypty soli ubijać do powstania piany. Ciągle ubijając dodawać po łyżce cukru. Mąkę, kakao i proszek wymieszać razem. Do ubitych z cukrem białek dodawać po jednym żółtku, nie przerywając ubijania. Kiedy masa jest już jednolita, mikser należy odstawić . Mieszaninę mąki z kakao przesiać na trzy tury do masy jajecznej i delikatnie mieszać łopatką. Ciasto przelać do formy, wyrównać i wstawić do  piekarnika. Piec ok. 25-30 minut. Wyjąc i wystudzić. Biszkopt dobrze jest upiec dzień wcześniej, ale nie koniecznie. Kawę zimną wymieszać ze spirytusem i dokładnie nasączyć biszkopt. Zrobić to tuż przed nałożeniem kremu ciemnego.
Na krem ciemny żółtka, obie mąki i cukier wymieszać bardzo dokładnie z ok. 2/3 szklanki mleka. Pozostałe mleko zagotować i na gotujące wylać tę mieszaninę, energicznie mieszając. Doprowadzić do zagotowania. Odstawić z ognia, wierzch przykryć folią spożywczą i odstawić do pełnego wystudzenia. Masło utrzeć na puch. Nie przerywając ucierania dodawać po łyżce zimny budyń. Na koniec dodać nutellę . Masę wyłożyć na nasączony biszkopt. Wyrównać a następnie poukładać jeden obok drugiego jasne herbatniki. Na herbatnikach rozsmarować powidła a na powidła ułożyć herbatniki kakaowe. Wstawić do lodówki na ok. pół godziny. Zimną kremówkę ubijać a gdy zacznie gęstnieć dosypywać cukier puder wymieszany z śmitan fix. Wyłożyć na herbatniki i ponownie wstawić do lodówki. Ciasto w lodówce powinno postać ok. 12 godzin.  Przed podaniem wierzch posypać kakao lub utartą czekoladą



niedziela, 29 października 2017

Pączki kolejne

Takie bardziej leniwe, bo ciasta nie trzeba odstawiać do wyrastania. Bardzo smaczne wychodzą a mamy oszczędność na czasie






Składniki:

750 g mąki (tylko tortowa była w domu i taką użyłam)
100 g masła
8 żółtek (miałam z dużych bardzo jajek)
Cukier (nie wiem ile bo sypałam wprost z torebki, ale była chyba trochę więcej jak pół szklanki)
50 g drożdży
375 ml mleka (1,5 szklanki)
Spory kieliszek spirytusu
        Smalec do smażenia - ok. 1 kg


Sposób przygotowania:

Mąkę przesiać do dużej miski. W małej miseczce wymieszać drożdże z łyżeczką cukru i zalać ok. 50 ml ciepłego mleka. W mące zrobić dołek i wlać drożdże. Posypać na wierzchu mąką i odstawić do wyrośnięcia zaczynu. W pozostałym mleku rozpuścić masło, podgrzewając na malutkim ogniu. Do miski dać żółtka i cukier, ubić mikserem do białości. Teraz maleńką strużką wlewać ciepłe mocno mleko, ciągle ubijając mikserem. Całość dodać do mąki z zaczynem i wyrabiać, aż ciasto będzie gładkie i lśniące. Ciasto będzie delikatne i mięciutkie.  Wyłożyć na blat posypany mąką i odkrawać kawałki wielkości ok. 60 g (ważyłam na wadze od razu), lekko kulać i odstawiać na posypany mąką blat. Spieszymy się z tą pracą, bo ciasto wręcz rośnie nam w rękach.  Każdą kulkę rozpłaszczyć i ułożyć na środku łyżeczkę marmolady ulubionej, następnie dobrze zlepić i ukulać. Układać na lnianej lub bawełnianej ściereczce (można odrobinę oprószyć mąką, ale ja tego nie robiłam a i tak nic się do niczego nie przykleiło) i od razu przykrywać drugą ściereczką.  I znów musimy to robić bardzo szybko aby ciasto wciąż pozostawało lekko ciepłe. Ukulane pączki zostawiamy na ok. 10 minut a następnie lekko każdy przygniatamy, aby go spłaszczyć. Ponownie przykrywamy i czekamy aż podrosną. W rondlu rozgrzać smalec do temp. Ok. 175 stopni. Ja gotowość tłuszczu sprawdzam za pomocą drewnianej łyżki, wkładając jej koniec w tłuszcz. Jeżeli wokół trzonka zaczynają robić się bąbelki, to to jest ten moment. Wkładamy po 3-4 paczki na raz i rondel przykrywamy pokrywką. Smażymy ok. 3 minut a następnie przekręcamy na drugą stronę i dosmażamy już bez przykrycia.. Sprawdzamy patyczkiem czy pączki są dobrze usmażone. Patyczek powinien być czysty. Obklejony ciastem oznacza, że jeszcze musimy smażyć. Usmażone paczki wyjmujemy na tacę wyłożoną potrójnie złożonym ręcznikiem papierowym. Zostawiamy do wystudzenia.  Na koniec posypujemy cukrem pudrem lub smarujemy lukrem.

Ps. Pierwsze partie pączków smażyłam metodą „na trzy”. Po włożeniu do rondla  podsmażałam jedną stronę na złoty kolor, następnie odwracałam i smażyłam do zbrązowienia i ponownie odwracałam, dosmażając tę pierwszą stronę. Jednak pozostanę przy moje metodzie „na dwa” . Piekna obrączka wychodzi a i pączki wydają mi się takie bardzie wyrośniete



piątek, 27 października 2017

Skuter

No i Skuter ma nowy dom. Dom stały. Tydzien temu jechałam po niego do Międzyzdrojów. O matko, ależ było radości jak mnie zobaczył. Chyba jeszcze nie widziałam psa, który aż tak by się cieszył. Opiekunka bardzo dbała o niego i Skuter polubił Agnieszkę. Niestety, czas rozstania z opiekunką nadszedł. Cieszył się Maluski, że zabieram go do domu. Całą drogę tulił się do mnie, szczęśliwy że mnie ma. A ja wiozłam go ale nie do naszego domu. Do domu zupełnie obcego. Przy rozstaniu widziałam jego oczy, jego spojrzenie. Wiedział, że to ostatnie nasze chwile. Można było to wyczytać w jego straszliwie smutnych oczach. Schowałam się  jak wsiadał do samochodu, żeby nie widział jak ryczę. Mam częsty kontakt z opiekunką Skutera. Długo rozmawiamy ze sobą. Nachwalić się nie może Skutera. Na dzień dobry, Skuter poznał swoich psich kumpli.



I fajnie się z nimi bawi. I cieszy bardzo z psiego towarzystwa.

Dostał nowe, bardzo duże legowisko. Ale z panem też sobie sypia



A na podwórku czuje się jak na swoim dawnym. I nosi drewna do pieca


Cieszę się, że ktoś go pokochał i dał dom. Wiem, że będzie mu tam dobrze.

niedziela, 22 października 2017

Czekoladowe ciasto z imbirem i gruszkami

Po przejściach z szukaniem dla Skutera tego najlepszego domu, musiałam odreagować i zająć myśli, więc zaczęłam kombinować z tego co w domu znalazłam. Niewiele tego było, ale zaparłam się, że muszę jakieś ciasto upiec. W oczy kuły gruszki a w szafie była czekolada, której tak normalnie raczej nie jadam. Żal było aby jedno czy drugie zmarnowały się, więc postanowiłam wykorzystać. Na dnie lodówki resztki kandyzowanego imbiru jeszcze leżały. A mnie połączenie gruszek i imbiru szczególnie leży na kubkach smakowych. I tak delektuję się czekoladowym ciastem z gruszkami i z imbirem.




Składniki:

* 1 szklanka (z małym czubkiem) mąki
* 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
* 1 szklanka cukru
* 100 g czekolady gorzkiej 
* 4 płaskie łyżki kakao
* 150 g masła/margaryny
* 4 jajka (rozdzielić na żółtka i białka)
* 2 łyżki mleka
* 2 gruszki
* 2 garstki imbiru kandyzowanego

Sposób wykonania:

Do sporego rondelka włożyć masło/margarynę, cukier i kakao, wlać mleko. Podgrzewać na małym ogniu mieszając aż do rozpuszczenia się cukru. Zdjąć z ognia i do gorącej masy wsypać posiekaną czekoladę. Mieszać do momentu aż czekolada się rozpuści. Odstawić do przestudzenia. W tym czasie w misce wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia. Obrać 2 gruszki (miałam dość spore "konferencje"). Tortownicę o średnicy 22 cm (można użyć o średnicy 24 cm, bo ciasto wyszło dość wysokie) przygotować wykładając na dno papier do pieczenia a boki smarując masłem/margaryną i obsypać je bułką tartą. Z białek ubić sztywną pianę. Do przestudzonej masy czekoladowej dodać żółtka (wszystkie na raz dałam) i dobrze zmiksować a następnie dodawać mąkę ciągle miksując. Do dość gęstej masy dodać ze 2 łyżki piany dla jej rozluźnienia i zmiksować a następnie resztę piany, ale mieszać już delikatnie łopatką. Na koniec dodać pokrojony na mniejsze kawałki imbir i wymieszać. Masę wylać do tortownicy a na wierzch poukładać gruszki. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 175 stopni i piec ok. 1 godziny. Na ok. 15 minut przed końcem pieczenia zwiększyć temperaturę do 180 stopni. Przed wyłączeniem sprawdzić patyczkiem czy ciasto jest upieczone. Ja swoje ciasto wyjęłam w momencie jak patyczek był prawie suchy. Prawie, bo końcówka była lekko czekoladowa. Wyjąć i odstawić na kratkę do wystudzenia.

czwartek, 19 października 2017

Skuter

Niestety, Skuter nagle okazał lęk separacyjny. Nawet na minutę nie mógł zostać sam, bo od razu rozwalał drzwi mieszkania. Sobota i niedziela to były ciągłe próby wyjścia i powrotów, aby wiedział, że zawsze wracam. Nic to nie dało. W poniedziałek musiałam być w pracy, więc próby musiały się zakończyć. Późnym wieczorem biegałam aby wynająć podwórko. Prawie tuż obok. Podwórko ładne , duże trawiaste  a na podwórku pusty dom. Dostaliśmy klucz od podwórka i w poniedziałkowy poranek Skuter tam został a ja do pracy. W pracy od razu zastrzegłam, że nawet minuty dłużej nie zostaję, tylko wychodzę punkt piętnasta. Cały czas pobytu Skuter wył na tym podwórku. Wrócałam ze smakołykami aby wiedział, że warto było czekać. I od razu do domu, gdzie po zjedzeniu układał się snu. Zawsze ok. 17-ej wybieraliśmy się na bardzo długi spacer. Na lince pies miał sporo swobody. Codziennie rano dostawał Kalmvet aby wyciszyć emocje. Niestety, wył codziennie, może sporo mniej ale wył. To był taki płacz więcej niż wycie. Wiedział z której strony będę nadchodziła i czekał zawsze na mnie z tamtej strony podwórka. Właściciel mieszkania, które wynajmuję oświadczył nam, że niestety ale nie wyraża zgody na pobyt psa w mieszkaniu. Skuter w mieszkaniu był super grzeczny. Nigdy nic nie zrobił. Odwiedzała nas prawie codziennie moja koleżanka i wtedy Skuter bardziej się ożywiał bo miał przy sobie już dwie osoby a nie jedną.


Tego dnia kiedy robiłam tę fotkę, calutki dzień lał ogromny deszcz a Skuter stał na tym deszczu i czekał na mój powrót z pracy. Dobrze wytarty do sucha prawie , dostał jeść i poszło biedactwo spać

Często sobie tak leżał przy moich nogach, kiedy siedziałam na fotelu i dziergałam na szydełku.




Niestety, ale w ubiegłą środę powiedziano nam, że w czwartek musimy opuścić podwórko. Wybłagałam jeszcze dodatkowy dzień. Dzięki pomocy Ewy, w piątkowy wieczór wyjechaliśmy ze Skuterem do domu tymczasowego, który podjął się opieki nad Skuterem do czasu znalezienia mu nowego domu. Straszny kawał drogi musieliśmy jechać i podziwiam Skutera, że tak sobie poradził z tą 10-cio godzinną jazdą. Niestety, ale początek znajomości jakoś nie tak wypadł. Potem zabawy nad morzem już bardziej optymistycznie wyglądały.

Skuter pokochał morze



Do niedzielnego poranku i telefonu od opiekunki. Skuter nie dogadał się z rezydentem i musi opuścić dom tymczasowy. Opiekunka Skutera pozwoliła mu zostać do końca tygodnia, wywożąc swojego psa do rodziny .
Co będzie dalej, czas pokaże. Oby tylko los był łaskawy dla Skutera, bo ten pies wyjątkowo zasługuje na to


sobota, 30 września 2017

Wyjazd

Teraz to już sama nie wiem kiedy będzie dane mi tu coś opublikować . Dzisiaj muszę zabrać Skutera, bo nie należy do "majątku" po zmarłym. Będziemy sobie mieszkać tu gdzie pracuję. Na pewno nie będzie z tego powodu zadowolony, ale na pewno będzie miał swojego człowieka, który nakarmi odpowiednio, przytuli i pogłaska. Jedziemy bez odpowiedniego zabezpieczenia psiego, bo dopiero co zamówiłam i czort wie kiedy kurier dowiezie. Pełna prowizorka ale mam nadzieję, że obydwoje ze Skuterem damy radę. Musimy po prostu. Pakuję z domu wszystko co mi do łba przyjdzie, łącznie z garnkami do gotowania, bo przecież tam w tej mojej prowizorce nie mam nic.
Najgorsza będzie ta wizyta na wsi i spotkanie z tymi, którzy nam ten los zgotowali. Zapowiadam sobie, że mam się nie odzywać. Ale kto wie jak zareaguję, kiedy będę prowokowana. Za dużo już we mnie emocji na dzisiaj. Ale postanowiłam, że w razie jakiejś draki, ponownie będę prosiła policję o pomoc tak jak tydzień temu.



Tu Skuter na zdjęciu z Kaktusem, kilka dni przed  śmiercią Kaktusa.
Jedyny pozytyw jaki w tej chwili mogę odnotować, to znalezienie dobrego domu dla ZJawy.  Ona tego zamknięcia by na pewno nie przeżyła.

a tu ZJawa w nowym domu, na swoim kocyku, który zabrała ze sobą


niedziela, 24 września 2017

moje serce jest w kawałkach

Tak, własnie tak. Od wczoraj nie przestaję płakać. Zostałam zmuszona oddać ZJawę do nowego domu. ZJawę, którą kochałam nad życie. Była moją jedyną radością  która mi została. Chyba nawet najgorszemu wrogowi nie życzę tego przez co musiałam przejść ja. Oddać ukochanego psa. Moje oczko w głowie, moja najukochańsza Niunia. Czy będzie ją ktoś tak przytulał ? Czy ona będzie miała do kogo się przytulać ?



Teraz jeszcze został Skuter. Ten tydzień pozwolono mu łaskawie zostać na wsi, ale w sobotę brama zostanie zamknięta i Skuter jest zdany na mnie tylko. Nie wiem czy da radę w wieżowcu ? Czy w maciupeńkim mieszkaniu , które wynajmuję we Włoszczowie (tam pracuję) wysiedzi te 10-12 godzin sam ? Muszę zostawić mieszkanie na pastwę losu, bo nie mam jak jeździć ze Skuterem przecież tyle kilometrów.
I mam nadzieję, że jakaś sprawiedliwość istnieje jeszcze na tym świecie. i Ci, którzy zmusili mnie do tego aby psy opuściły swój dom, ponieśli odpowiednią karę. Ponoć Pan Bóg nie rychliwy ale sprawiedliwy. Ludzie bez serca, bez sumienia, którzy kiedyś nazywali się moją rodziną.



wtorek, 22 sierpnia 2017

Sernik

Ot, takiego mi się zachciało. Najzwyklejszy w świecie. I baaaaaaaardzo mi smakuje






Składniki:

·         750 g sera (twarogu) półtłustego
·         6 jajek średniej wielkości (rozdzielić na żółtka i białka)
·         Ok. 170-200 g masła ( tylko masło a nie zamienniki)
·         1 opakowanie budyniu waniliowego
·         Ok. 200 g śmietany kwaśniej 18%
·         Cukier puder (ilość jak kto lubi, ale ja dałam ok. ¾ szklanki)
·         Biszkopty – spód do sernika, ale można podpiec kruche ciasto na spód
·         Rodzynki, uprzednio namoczone w ciepłej wodzie, dobrze odsączone a następnie oprószone mąką.

Sposób wykonania:

Tortownicę o średnicy 26 cm wyłożyć papierem do pieczenie. Boki posmarować masłem i delikatnie oprószyć bułką. Ułożyć jeden obok drugiego okrągłe biszkopty
I teraz najważniejsze: wyjąć malakser. Jeżeli ktoś nie ma malaksera to powinien przepuścić ser przez maszynkę do mięsa. Mając malakser, wrzucić do niego masło i cukier puder. Zmiksować na gładką i puszystą masę. Bez malaksera, zrobić to samo mikserem ręcznym w dużej misce. Teraz należy dodawać po 1 żółtku wciąż miksując. Gdy już wszystko pięknie się połączy, do malaksera wrzucamy kawałki twarogu wciąż kręcąc masę. W momencie jak masa serowa zrobi się całkowicie gładka, dosypać opakowanie budyniu, dodać śmietanę  i wymieszać. U mnie całość trwała coś ok. 5 minut.  Mając tylko mikser należy stopniowo dodawać ser, który uprzednio był zmielony. Czas połączenia masy serowej jest w tym przypadku o wiele dłuższy.
Z białek ubić na sztywno pianę. Na trzy razy wymieszać bardzo delikatnie z masą serową za pomocą łopatki. Na koniec dodać oprószone rodzynki. Masę wylać na biszkopty. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec ok. 1 godziny. Po tym czasie uchylić bardzo delikatnie piekarnik (włożyć pomiędzy drzwiczki rękawicę kuchenną) i zostawić aż do wystudzenia.