niedziela, 29 listopada 2020

Samsa

 Przepis na samsę wstawiałam na starym blogu dokładnie 8 lat temu. Nie wiem jakim cudem nie przeniosłam tego przepisu. W oryginale jako nadzienie jest mięso baranie. Ja chciałam zrobić wersję bezmięsną. Wybrałam szpinak. W przepisie podaję też oryginalny farsz do samsy



Składniki ciasta:

  • 4 szklanki maki
  • 1 jajko
  • 1 szklanka ciepłej wody
  • 100 g masła
  • 0,5 łyżeczki soli
  • Mąka ziemniaczana do wałkowania



Sposób przygotowania:

Do ciepłej wody dodać jajko, sól i bardzo miękkie masło. Wszystko wymieszać trzepaczką lub widelcem, do rozpuszczenia się soli. 
Teraz należy stopniowo dosypywać mąką, wciąż mieszając widelcem. Kiedy ciasto zrobi się gęste, należy wyłożyć na stół i zagnieść miękkie ciasto. Ciasto rozdzielić na trzy równe części. Każdą z części uformować w kulę, przykryć serwetą i zostawić do odpoczynku, na 20-30 minut. W tym czasie należy przygotować farsz.


Farsz:
      * baranina
      * barani tłuszcz
      * cebula
      * sól, pieprz
      * zielenina : pietruszka-natka, koperek
       * inne przyprawy zgodnie z własnym smakiem

Ja zrobiłam farsz ze szpinaku wymieszanego z serem ricotta
* 450 g mrozonego szpinaku w brykietach
* 200 g sera ricotta
* 1 żółtko
* 2 łyżki utartego parmezanu lub sera dziugas
sól, pieprz, gałka, czosnek - wg własnego smaku.

Mięso i trochę baraniego tłuszczu należy drobno posiekać ( nie mielimy).
Dodać posiekaną cebulę i wszystkie przyprawy, wymieszać.


Farsz szpinakowy: szpinak podgrzać i rozmrozić. Wyłożyć na sitko wyłożone gazą, nich odcieknie. Potem jeszcze trochę odcisnąć należy. Dodać ser, żółtko, parmezan i przyprawy. Dokładnie wszystko wymieszać. Ta porcja farszy wystarczy do zrobienia samsy z połowy porcji

Formowanie samsy:

Wziąć jedną część ciasta i wyrobić jeszcze trochę. Posypać stół skrobią.
Sekret: Rozwałkować ciasto koniecznie na skrobi! (Nie wiem dlaczego ale okazuje się, że ciasto jest gładkie i miękkie!)
Rozwałkować cienko (w przepisie 2-3 mm).
Roztopić masło (smalec), przestudzić aby było chłodne ( w przepisie nie pisało ile tego ma być). Posmarować cienko (!) tłuszczem rozwałkowane ciasto. Odstawić aby tłuszcz mógł wyschnąć (stężeć) i w tym czasie drugą część ciasta należy rozwałkować na takiej samej wielkości koło jak ta pierwsza część. Nawinąć na wałek, aby przenieść na ciasto posmarowane tłuszczem. Teraz posmarować cienko tłuszczem, podobnie jak pierwsze ciasto. Identycznie należy postąpić z trzecią częścią ciasta. Rozwałkować, nawinąć na wałek i przenieść na dwie, złożone już części ciasta i posmarować cienko tłuszczem. Jeżeli części ciasta nie są identycznej wielkości, można je po prostu naciągnąć dłońmi do odpowiedniej wielkości.
Sekret:Przed ułożeniem kolejnej warstwy ciasta, tłuszcz musi dobrze zastygnąć na niższej części ciasta. Jak tłuszcz dobrze zastygnie na górnej warstwie ciasta, należy zacząć zwijać ciasto rulon. Rulon należy zawijać ciasno. 
Zaczynamy skręcać go (zwijać jak roladę) ale mocno, zaczynając od środka (centralnej części, idąc dalej do boków). Końce ciasta lepiej odciąć, gdyż nie będą równe z powodu okrągłego kształtu wałkowania. Gdyby udało się wałkować w kształcie prostokąta, na pewno byłoby lepiej odcinać kawałki ciasta do formowania samsy, gdyż słoje będą równe wtedy. Zaczynamy teraz ciąć ostrym nożem, kawałki ciasta/plastry o grubości    1,5cm, zaczynając od środka utworzonego rulonu. Następnie należy znaleźć brzeg ciasta, lekko go odwinąć . i ułożyć przecięciem na stole a odwinięty kawałeczek ciasta ułożyć na wierzchu odciętego kawałka (będzie on trzymał razem warstwy ciasta).
Sekret! Przed wałkowaniem, kawałki te można wstawić do zamrażalnika na 10-15 minut. Ciasto stanie się bardziej twarde i będą łatwiejsze do rozwałkowania bez mąki lub skrobi. (z dopisku autora: jeżeli będziemy wałkować z odwrotnej strony to na brzegach również będą widoczne słoje)


Sekret! Środek ciasta należy lekko wałkować a zwracać należy większą uwagę na brzegi ciasta. Krawędzie powinny być cieńsze niż środek.
Po odwróceniu rozwałkowanego ciasta, na jego środku będą widoczne słoje a na brzegach mniej lub wcale. ( nie podano wielkości rozwałkowanego ciasta, ale patrząc na zdjęcia to będzie gdzieś tak ok.13cm. Układamy farsz na stronie, którą wałkowaliśmy (1 łyżka stołowa). Formujemy trójkąt i sklejamy jego brzegi. Układamy na blasze, wyłożonej papierem do pieczenia, sklejeniem w dół. Wierzchu ciasta niczym nie smarujemy. Piec w temperaturze 200-220 przez ok. 40 minut. Ale tak około 15-20 minut przed końcem pieczenia, można bardzo delikatnie posmarować żółtkiem wymieszanym z wodą, wtedy będą mieć ładniejszy kolor po upieczeniu.

Gotowe samsy wyłożyć na kratkę do przestudzenia i przykryć serwetką. Jeśli będziemy jeść takie świeże, ciepłe to będą bardzo chrupiące. Ale jeśli poleżą trochę, stają się bardziej miękkie. Jednak z wierzchu wciąż będą kruche a w środku miękkie od soku.




sobota, 28 listopada 2020

Kurczak na kiszonej kapuście.

 Od wielu, wielu lat robię to danie i sama nie wiem czemu go tu nie umieściłam.




Przepis podam bez dokładnej ilości składników. Kto chce, może dać sporo więcej kapusty niż ja. Dawniej, kiedy gotowałam na 2-3 osoby, kapusty musiało być dużo, bo ślubny głównie najpierw kapustę wyjadał i zawsze było mu jej mało. Tu zrobiłam obiad dla siebie na dwa dni, więc spokojnie może być z tego solidny obiad na 2 osoby.

Składniki:

* 2 ćwiartki kurczaka - miałam naprawdę duże ćwiartki kurczaka takiego bez antybiotyków chowanego

* 0,5 kg (dałam odrobinę mniej) kapusty kiszonej

* kilka suszonych grzybów - niekoniecznie ale ja bardzo lubię i zawsze daję

* przyprawy do kurczaka jakie kto lubi i oczywiście sól

* do kapusty - listek laurowy, kilka kulek ziela angielskiego

* dałam 1 łyżkę smalcu z gęsi, ale nie jest to konieczne.


Sposób przygotowania: 

Grzyby namoczyłam w niewielkiej ilości wody. Kiedy już zmiękły, pogotowałam je ok. pół godziny. Wody zostało mało i to wystarczyło. 

Rano, ćwiartki kurczaka podzieliłam każdą na dwie części. Posoliłam i posypałam ulubionymi przyprawami. I tak sobie stały w tej marynacie. Na około 1,5 godziny przed obiadem, wyjęłam kapustę i zalałam wodą, chwilkę przepłukałam i odcisnęłam z tej wody (moja kapusta była bardzo kwaśna). Dodałam do odciśniętej kapusty grzyby wraz z tą mała ilością wody (dlatego wcześniej solidnie odcisnęłam) i wymieszałam. Na dno naczynia żarodpornego dałam łyżkę smalcu gęsiego. Na smalec wyłożyłam kapustę. Na kapuście ułożyłam kawałki kurczaka. Naczynie nakryłam i wstawiłam do piekarnika. Piekarnik nastawiłam na 160 stopni w termoobiegu. Piekłam ok. 1,5 godziny. Na pół godziny przed zakończenie, naczynie odkryłam, żeby kurczak przyrumienił się z wierzchu. Wtedy można lekko przemieszać kapustę, ale mięso powinno cały czas być na wierzchu, na kapuście. Mięsa nie ma potrzeby polewania żadnym sosem w trakcie pieczenia bo mięso i tak wychodzi soczyste. 

Robiłam już różne mięsa tym sposobem, ale chyba jednak kurczak najsmaczniejszy jest. Najmniej smakował mi schab, który wyszedł mimo wszystko suchy i wiórowaty. 

Miodownik z makowym kremem

 




Takiego cudaka sobie wymyśliłam. Miałam ochotę na jakiś miodownik. I miałam ochotę na ciasto z makiem. No, przecież dwóch ciast nie będę piekłam. Więc połączyłam oba smaki. Ciasto o dziwo szybko się robi. Myślę, że można by go też upiec w ciut większej formie. 





Składniki:

Krem makowy:

* 100 g mielonego suchego maku (żadnej tam masy makowej, tylko suchy zmielony mak)

* ok. 800 ml mleka

* 2 opakowania budyniu waniliowego (mam budyń z dodatkiem ziarenek wanilii)

* 200 g masła w temperaturze pokojowej

* cukier puder ok. 3/4 szklanki (ja sypę łyżką bez odmierzania i odważania)

* kieliszek mały rumu (25 ml)

* trochę skórki otartej z pomarańczy

Tak może trochę nietypowo, ale zaczęłam przygotowania ciasta od zrobienia kremu. Kiedy budyń sobie stygł, to ja zrobiłam ciasto i upiekłam w tym czasie blaty. 

W jednej szklance mleka wymieszałam budynie i skórkę z pomarańczy. Pozostałe mleko zagotowałam i na gotujące się mleko wlewałam pomału wymieszane budynie. Przez cały czas mieszałam. Kiedy budyń zgęstniał, wsypałam mak i trzymając rondel na małym ogniu, bardzo dokładnie wymieszałam aby powstał jednolity makowy budyń. Rondel zdjęłam z ognia, wierzch budyniu (budyniu a nie rondla) nakryłam folią spożywczą i odstawiłam do zupełnego wystudzenia. (w tym czasie upiekłam blaty). Miękkie masło utarłam na puch z cukrem pudrem. Nie przerywając ucierania, dodawałam po łyżce budyniu makowego. Kiedy masa była już dokładnie utarta i puszysta, dolałam kieliszek rumu i szybko wymieszałam krem.

Ciasto miodowe:

* 500 g mąki

* 150 g masła/margaryny w temperaturze pokojowej (tym razem dałam margarynę Kasię)

* 3 łyżki miodu - dałam wielokwiatowy

* 2 jajka

* 2 płaskie łyżki kwaśnej śmietany

* 1 łyżeczka sody

* 4-5 łyżek cukru pudru (jeżeli lubicie bardziej słodkie ciasta to należy dodać więcej)


Dodatkowo: 75 ml rumu do posmarowania blatów

Mąkę wymieszałam z pudrem, wkroiłam miękką margarynę i posiekałam w malakserze. Następnie wbiłam jajka, dodałam miód i śmietanę, w której wcześniej rozmieszałam sodę. Zamieszałam ciasto w malakserze i trwało to raptem ok. minuty. Wyjęłam ciasto na blat oprószony mąką i lekko zagniotłam aż powstała jednolita kula ciasta. Podzieliłam na trzy równe części (każda ważyła 342 g).

Każdy kawałek ciasta rozwałkowałam na papierze do pieczenia na wielkość ok. 24 x 28 cm (z naddatkiem ). Gęsto nakłułam widelcem. Wstawiłam pierwszy blat do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piekłam ok. 7-8 minut. W tym czasie ciasto uzyskało mocno złoty kolor. Kiedy pierwszy blat się piekł, ja w tym czasie kolejny przygotowałam sobie w ten sam sposób jak pierwszy. Upieczony blat wyjęłam z piekarnika, a w jego miejsce od razu wstawiłam drugi. Gorące jeszcze ciasto docięłam na odpowiednią wielkość i odstawiłam do wystudzenia. W ten sam sposób upiekłam wszystkie trzy blaty. 

Kiedy blaty wystygły, jeden z nich ułożyłam na papierze do pieczenia i wstawiłam do formy. Ciasto posmarowałam pędzelkiem maczanym w rumie (jeden blat, jeden kieliszek rumu). Kiedy rum wsiąkł w ciasto, wyłożyłam ciut więcej jak 1/3 kremu i rozsmarowałam równą warstwą. Na krem ułożyłam drugi blat ciasta, który również nasączyłam rumem. Kolejna część kremu i ostatni blat ciasta, również nasączony tumem. Na wierzch pozostały krem rozsmarowałam. 

Całe ciasto zapakowałam w torbę foliową i wstawiłam do lodówki na noc. 

Rano ciasto można dowolnie udekorować. U mnie najczęściej na wierzchu ciast jest ganache. Tym razem tak samo. 




niedziela, 22 listopada 2020

Placek drożdżowy z żurawiną

 Wczoraj "smażyłam" pączki. Kule armatnie mi wyszły. Za licho ciasto nie chciało rosnąć. Nie i już. No to dzisiaj mała rehabilitacja drożdży. A drożdże miałam zamrożone bodajże od kwietnia. Dzisiaj wszystko wyszło tak jak powinno, ale zupełnie inaczej rozmrażałam drożdże. Oczywiście, kto ma świeże to użyje świeżych drożdży. 


Ukroiłam jeszcze ciepłu placek



Składniki:


* 500 g mąki (użyłam mąkę tzw. luksusową typ 550) - przesiana - z tego do ciasta i zaczynu użyłam 460 g a resztę miałam do podsypywania przy formowaniu

* szczypta soli

* 25 g drożdży

* 250 ml mleka

* 3 żółtka i 1 całe jajko (jajka miałam niezbyt duże)

* 50 g masła roztopionego i wymieszanego z 3 łyżkami oleju

* 4-5 łyżek cukru (można dać więcej, ale ja wolę mniej bo na wierzchu słodka kruszonka a w środku słodka żurawina dodatkowo)

* kruszonka - tę miałam gotową w zamrażarce


Sposób przygotowania:

Mąkę z solą przesiać do miski robota. Drożdże wymieszać z 1 łyżeczką cukru, 1 łyżką mąki i 3-4 łyżkami letniego mleka. Odstawiać do wyrastania. Kiedy zaczyn pracuje, należy ubić żółtka i jajko z cukrem. Taki kogel mogel ma powstać. Masło roztopione wymieszać z olejem. Do  miski z mąką dodać wyrośnięty zaczyn, ubite jajka i letnie mleko. Wyrabiać aż ciasto stanie się jednolite. Teraz na 3-4 razy wlewać masło i wciąż wyrabiać. Powinno powstać lśniące, lekko klejące się ciasto. Na sam koniec dorzucamy suszoną żurawinę. Wyrobione ciasto należy oprószyć mąkę, miskę nakryć i odstawić do wyrastania. Ciasto powinno co najmniej podwoić swoją objętość. 

Wyrośnięte ciasto wyjąć na blat oprószony mąką i lekko, krótko wyrobić. Ja piekłam w keksówkach, gdzie jedna była trochę mniejsza od drugiej, więc ciasto podzieliłam na nierówne części. Mniejszą i większą. Tę mniejszą część uformowałam w wałek i wsadziłam do perforowanej keksówki. I żadnego papieru nie wkładamy do środka. Drugą część ciasta uformowałam w wałek ułożyłam na dnie drugiej keksówki. Keksówki nakryłam ręcznikiem i odstawiłam ciasto do wyrastania. Powinno podwoić swoją objętość. Kiedy ciasto jest dobrze wyrośnięte należy wierzch posmarować np. białkiem, które zostało od ciasta i posypać na wierzch kruszonką. 

Piekarnik nagrzany do 170 stopni z grzaniem góra dół. Keksówki z ciastem ustawiłam na samym dole piekarnika. Zanim zamknęłam drzwiczki, to kilkukrotnie spryskałam wnętrze piekarnika wodą.  Piekłam ok. 40 minut. Po upieczeniu należy odstawić formy na kratkę do lekkiego (tak ze 3 minuty) przestudzenia a następnie wyjąć ciasto i zostawić na tej samej kratce. 









sobota, 14 listopada 2020

Ciasto Stefania

 Była już Stefanka, to teraz czas na Stefanię. Wygląd bardzo podobny ale smak zupełnie inny. Inne ciasto, inne przełożenie. Warstw miało być więcej, ale stwierdziłam, że zrobię większą średnicę i tylko 6 blatów wywałkuję. A jednak lepiej by było zrobić 8 blatów z mniejszą średnicą. Ciasto by było wyższe, choć i tak niskie nie jest ale ma za to wielkość młyńskiego koła. 





Składniki: 

Ciasto:

* 4 żółtka (miałam małe jajka)

* 200 g cukru (dałam zwykły cukier)

* 60 g roztopionego i lekko schłodzonego masła

* 250 g śmietany 18% (chyba lepsza by była np. 24-30% ale w sklepie jedynie taka była)

* 1 łyżeczka sody zgaszona 1 łyżką octu (sodę zalewa się octem i powstałą pianę dodaje do ciasta)

* ok. 600 g mąki (naszykować tyle a dodawać stopniowo)

Żółtka krótko ubić z cukrem, tak aby cukier choć trochę się rozpuścił. Dodać do żółtek śmietanę i masło, krótko zmiksować. Dodać kilka łyżek mąki, sodę zgaszoną octem i ucierać. Dalej ucierając dodawać stopniowo mąkę. Kiedy ciasto będzie już na tyle gęste, że mikser będzie ciężko sie kręcił, wysypać na blat ze dwie, trzy garstki mąki i wyłożyć w nią ciasto. Lekko zagniatać z mąka. Podsypywać mąką aż ciasto będzie miękkie i delikatnie będzie lepić się do rąk. Ciasto podzielić na 6 równych części. Posypać mąką i nakryć aby się nie obsychało. Przygotować 6 kawałków papieru, na których odrysować koło o średnicy 28-29cm. Piekarnik nagrzać do 180 stopni - termoobieg. 

Kawałek  papieru z odrysowanym kołem ułożyć drugą stroną, żeby ciasto nie miało styczności z tuszem. Na papierze ułożyć jeden kawałek ciasta i rozwałkować na wielkość koła a lepiej ciut więcej to dotnie się po upieczeniu. Rozwałkowane ciasto gęsto ponakłuwać widelcem. Wstawić do piekarnika i piec ok. 5 minut. Upieczone ciasto ma być leciuteńko złote. W czasie kiedy piecze się jeden kawałek ciasto, należy przygotować kolejne. 

Upieczony blat ciasta wyjąć razem z papierem, przyłożyć formę po której rysowaliśmy koła, i dociąć blat nożem po przyłożonej formie. Odstawić do wystudzenia, nie zdejmując z papieru. Nie należy układać jednego na drugim blatu.

I tak kolejno upiec wszystkie blaty


Do przełożenia:

* 750 g mascarpone - bardzo mocno schłodzone

* 500 g śmietanki kremówki (miałam 30%) - bardzo mocno schłodzona

* 2 łyżki cukru pudru

* łyżeczka cukru waniliowego 


* Nutella - ja miałam w domu słoik o wadze 350 g. Trochę skromnie do smarowania, ale nie chciało mi się wychodzić do sklepu i kupować kolejnej. 

Mascarpone przełożyć do miski i lekko zmiksować. Dodać kremówkę i ubić na krem. Pod koniec ubijania dodać puder i cukier waniliowy.


Złożenie ciasta:

Na paterze ułożyć jeden blat ciasta, zdejmując jednocześnie papier. Krem rozdzielić na 6 części. Blat ciasta posmarować jedną częścią. Drugi blat ciasta zdjąć z papieru i posmarować nutellą. Posmarowaną stroną ułożyć blat na kremie. Na wierzchu posmarować kolejną częścią kremu. I kolejny blat ciasta zdjąć z papieru, posmarować nutellą i posmarowaną stroną ułożyć na kremie. I tak postąpić ze wszystkimi blatami. Ciasto wstawić do lodówki na kilka godzin. Ja robiłam wieczorem i przespało w lodówce noc. 

Rano można dowolnie udekorować. U mnie chyba najczęściej stosowany ganache: 100 g czekolady deserowej i 100 g kremówki.











sobota, 7 listopada 2020

Ciasto Kilimandżaro

Na balkonie od dwóch tygodni leżały sobie jabłka, które miały być do innego wypieku. Jednak wypadek z poparzeniem spowodował, że jabłka sobie czekały. Na szczęście nic im nie było, bo jednak na balkonie sporo chłodniej nić w mieszkaniu. Wracając z pracy przypomniałam sobie o tych jabłkach i potanowiłam, że najwyższy czas je wykorzystać. No i przypomniałam sobie o tym cieście, że takie widziałam w necie.

 Podobno jest to przepis z książek siostry Anastazji. Nie mam, więc nie potwierdzę, ale wierzę innym, że tak jest. Dość powszechnie spotykane w necie, więc nie podam od kogo wzięłam przepis, bo chyba wszystkie są jednakowe. Ale napiszę jak ja robiłam:








Składniki:


Biszkopt kakaowy:

* 6 jajek (u mnie wyszło 7 jajek, z czego było 6 białek i 6 żółtek z całym jajkiem. Wyszło to przypadkowo, bo z pierwszego jajka, przy rozdzielaniu, kawałek żółtka dostało się do białek. No to całe jajo odłożyłam do żółtek. Z reszty jajek oddzieliłam białka i żółtka)

* 3 łyżki mąki tortowej (odmierzane z małą górką0

* 3 łyżki mąki ziemniaczanej (odmierzane z mała górką)

* 3 łyżki kakao (raczej płaskie)

* 1 łyżeczka proszku do wypieków

* 1 szklanka cukru

* 1 łyżka wody wymieszana z 2 łyżkami oleju z pestek winogron)


Białka ubiłam ze szczyptą soli na sztywno. Bez przerywania w ubijaniu białek, dodawałam po łyżce cukru. Ubijałam dotąd aż cukier nie był wyczuwalny. Żółtka wymieszałam razem z jajkiem i dodawałam stopniowo do piany. Na koniec wlałam wodę z olejem. Jak tylko się połączyło wszystko, odstawiłam mikser. Obie maki wymieszałam z kakao i proszkiem a następnie po 2 łyżki przesiewałam do masy jajecznej i mieszałam szpatułką. Dno formy 24 x 36 cm, wyłożyłam papierem do pieczenia, piekarnik nagrzałam do 170 stopni. Ciasto wlałam do formy, wyrównałam i wstawiłam do piekarnika z grzaniem góra - dół. Piekłam ok 40 minut. Po upieczeniu, wyjęłam z piekarnika i od razu odstawiłam do góry nogami, na kratkę. I w tej pozycji biszkopt sobie wystygł. Po zupełnym wystudzeniu, przekroiłam na dwa blaty.


Masa jabłkowa: 

* 1,5 kg jabłek (miałam szarą renetę) już obranych i oczyszczonych z gniazd nasiennych

* 2 opakowania galaretki (w domu była jedynie brzoskwiniowa i taką użyłam)

* 50 g masła

* ok. 1/3 - 1/2 szklanki wody

* sok z połowy cytryny

Na dno dużego garnka wlałam odrobinę wody i dodałam sok z cytryny a także masło. Rondel ustawiłam na małym ogniu. Jabłka starłam na tarce i dodałam do rondla. Rondel przykryłam i dusiłam jabłka co jakiś czas mieszając je. Kiedy jabłka gotowały się i były rozsmażone, wsypałam galaretki i mieszałam aż galaretki rozpuściły się. Jabłka odstawiłam do zupełnego wystudzenia. 


Masa budyniowa:

* 500 ml mleka

* 3 żółtka

* 2 łyżki mąki pszennej tortowej (z malutką górką)

* 2 łyżki mąki ziemniaczanej (z malutką górką)

* 4 łyżki cukru

* 250 g masła

Do rondla wlałam ok. 350 ml mleka i dodałam cukier. Rondel ustawiłam na małym ogniu. Żółtka, obie mąki wymieszałam razem z mlekiem, tak aby nie było najmniejszych grudek czy kawałków żółtka. Mleko w rondlu zagotowałam i następnie bardzo mała strużką wlewałam do mleka z żółtkami i mąką. Cały czas mieszałam. I teraz mieszaninę przelałam ponownie do rondla i ustawiłam na ogniu. Cały czas mieszałam i doprowadziłam do zagotowania. Zdjęłam rondel z ognia i na wierzch budyniu nałożyłam folię spożywczą. Odstawiłam do zupełnego wystudzenia. 

Mało (temperatura pokojowa) ubiłam do białości. Ciągle ucierając dodawałam po łyżce zupełnie wystudzonego budyniu. Powstał puszysty, delikatny krem.


Składanie ciasta:

Na dno formy wyłożyłam papier do pieczenia, który zachodził również na boki formy i ciut wyżej nawet. Ułożyłam pierwszy blat biszkoptu. Na biszkopt wyłożyłam zupełnie zimne, tężejące już jabłka. Na jabłka wyłożyłam krem i wyrównałam. Na wierzch ułożyłam drugi blat biszkoptu. Lekko docisnęłam do kremu. Całość wstawiłam do lodówki, na noc.

Rano zrobiłam ganache i wylałam na biszkopt

150 g czekolady deserowej i ok. 100 g kremówki podgrzałam w kąpieli wodnej i gorący wylałam.